Orbán ukradł wybory?

Około stu tysięcy ludzi wyszło w sobotę na ulice Budapesztu, by protestować przeciwko korzystnym dla partii Orbána zmianom ordynacji wyborczej. Nad tłumem powiewały flagi węgierskie i europejskie. Mówcy oskarżyli przywódcę Fideszu, że ukradł wolne wybory. A także o nadużycia władzy i korupcję.

Fakty są takie, że węgierska opozycja przegrała 8 kwietnia w wyborach, bo nie potrafiła się zjednoczyć. A przecież niedługo przedtem lokalne wybory samorządowe na prezydenta wygrał w jednym z miast kandydat popierany przez zjednoczoną opozycję. Jednak manewr z ordynacją z pewnością pomógł partii Orbána.

Zastrzeżenia zgłosili obserwatorzy OBWE. Instytucje państwowe współpracowały z partią rządzącą podczas kampanii wyborczej, opozycja nie miała równego dostępu do administracyjnych zasobów państwowych, reklamy wyborcze Fideszu i Orbána wyglądały podobnie jak ogłoszenia Komisji Wyborczej o wyborach, media publiczne faworyzowały partię Orbána, retoryka wyborcza była nienawistna.

Ale od strony technicznej misja OBWE wybory uznała za profesjonalne. Choć w internecie pojawiały się doniesienia o pustych kartach wyborczych dosypywanych do urn w lokalach wyborczych na prowincji. Fidesz w miastach i samym Budapeszcie przegrywa. Zwycięzcy ogłosili światu, że na Węgrzech demokracja kwitnie.

Polska opozycja powinna uważnie przeanalizować węgierskie wybory. Nad Wisłą trzecia kadencja Orbána to przedmiot zazdrości PiS i całej prawicy. Orbán zaczynał od liberalizmu, kończy na autorytaryzmie. Przed wyborami groził opozycji. Po wyborach zabierze się za resztki społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych od niego mediów.

Wygrał na strachu przed imigrantami, Zachodem i Sorosem, i tego będzie się trzymał. Nie trzeba mieć w kraju imigrantów, by wygrywać na nich wybory.

Elementami długiego marszu Orbána po władzę była likwidacja niezależności sądu konstytucyjnego i sądu najwyższego, zmiana ordynacji wyborczej na korzyść partii Orbána, uderzenie w niezależne media, stworzenie systemu oligarchicznego, który pozwala dobrze żyć ludziom związanym z Orbánem. Polska „zjednoczona prawica” idzie podobną drogą.

Sobotnie protesty zorganizowano w internecie pod hasłem „Jesteśmy większością”. Polska opozycja też mogłaby się konsolidować pod tym hasłem, przekładając je na wyborcze pozytywne konkrety. Na początek może poprosić niezależnych od premiera Morawieckiego ekonomistów, aby wyliczyli koszty budżetowe rozkręcanej przez „zjednoczoną prawicę” nowej kampanii socjalnej.