Pisowska „ojczyzna dojna”: podróże senator Anders

Senator Anna Maria Anders odbyła od stycznia 2016 roku 75 podróży służbowych za 611 tys. zł wypłaconych jej z kasy państwowej, czyli z naszych podatków.

Celem części z tych podróży pani senator i pani sekretarz stanu w kancelarii premiera Morawieckiego były Stany Zjednoczone, gdzie mieszka syn Anders i gdzie ma ona dom. Nie jest jasne, czy odwiedzała syna i dom w ramach podróży służbowych w USA.

Pani sekretarz otrzymała od byłej „premierki” Szydło 51 tys. zł premii, a w styczniu tego roku, czyli już po objęciu funkcji premiera przez pana Morawieckiego, 3 tys. Anders zapowiedziała, że zwróci 3 tys. Nie wspomniała o o wiele wyższej premii od premierki.

Dom pani Anders jest ponoć szacowany na ok. 2 mln dol. Czemu miałaby nie zwrócić 50 tys. zł premii? W porównaniu z wartością domu w USA uszczerbek na dochodach niewielki, a gest może byłby zauważony.

Nazwisko zobowiązuje. To w końcu nazwisku pani Anders zawdzięcza swą karierę polityczno-parlamentarną. Zgodziła się, by PiS posłużył się jej nazwiskiem w celach wyborczych. Wcześniej opinii publicznej w Polsce nie dała się bliżej poznać.

Gdy lody kręci pisowski aparatczyk lub nuworysz, niewielu się niestety dziwi: to zespół „TKM”. Dorabianie się na posadach publicznych to stały u nas fragment gry o władzę. Dotyczy nie tylko PiS, lecz partia Kaczyńskiego po dojściu do władzy w 2015 roku robi to bez żenady i na skalę przedtem nieznaną.

Ale pani Anders to inna półka. Tak przynajmniej by się wydawało. Jej rodzinna historia wykracza poza pisowskie sztampy o patriotyzmie i polskości: matka pani minister była spolonizowaną Ukrainką, ojciec wywodził się ze spolonizowanych bałtyckich Niemców luteranów. Gen. Anders przeszedł na katolicyzm już jako dojrzały człowiek. Nim został dowódcą Wojska Polskiego, służył w armii carskiej. Do powstania warszawskiego był nastawiony krytycznie.

Tyle ojciec, a córka? Jaki wniosła wkład w prace państwowe? Co zdziałała jako odpowiedzialna za „dialog międzynarodowy” w kancelarii premiera, by nie doszło do potrójnego kryzysu w stosunkach pisowskiego rządu z UE, USA i Izraelem? Na oficjalnej stronie Biura Informacji rządowej brak szczegółów. Strona osobista zamknięta.

Córka generała jest szefową fundacji jego imienia. Być może tu ma osiągnięcia. Ale to za mało. Trudno też uznać za osiągnięcie, że przeciętny koszt podróży senatorów jest wyższy (ponad 8 tys. zł) niż senator Anders, bo ona „mówi biegle językami obcymi” (nie potrzebuje tłumacza?).

Niezbyt imponująco wypadł też wyborczy debiut świeżo upieczonej „polityczki” PiS: pierwsze podejście do Senatu przegrała, udało się dopiero za drugim – w wyborach uzupełniających, przy frekwencji 17 proc.

Co gorsza, jej wyborcy w podlaskim okręgu nr 59 widują ją, eufemistycznie mówiąc, rzadko. Za co więc tak naprawdę płacimy pisowskim parlamentarzystom i dygnitarzom podobnego pokroju?