Może minister Kempa spotka Chrystusa w Jordanii?

Z radosnym świętem Wielkiej Orkiestry zbiega się mniej radosne. Po raz 104. Kościół  obchodzi 14 stycznia światowy dzień migranta i uchodźcy. Papież Franciszek w tej sprawie nie odpuszcza.

Swoje przesłanie z tej okazji zatytułował: „Przyjmować, chronić, promować i integrować imigrantów i uchodźców”. To komunikat do wierzących i wszystkich ludzi dobrej woli, do działaczy i polityków, do obywateli ponad podziałami.

Chrześcijanom Franciszek przypomina, że „każdy cudzoziemiec, który puka do naszych drzwi, jest okazją do spotkania z Jezusem Chrystusem”. Bo Chrystus utożsamia się „z przyjętym lub odrzuconym cudzoziemcem każdej epoki”.

Dlatego nie można wykluczyć, że i pisowska minister Beata Kempa podczas wizyty studialnej w dwu obozach dla uchodźców na terenie Jordanii napotka w którymś z nich Chrystusa. Jest przecież wierząca, papież Franciszek przyjął ją wraz premierką Szydło w swoim watykańskim pałacu.

To nie jest ironia. Kto wie coś więcej o doli uchodźców, obejrzał choć kilka filmów dokumentalnych na ten temat, na przykład z Aleppo czy Birmy, albo sam bezpośrednio zetknął się z nimi, wie, że niektórzy ludzie niechętni sprawie uchodźców zmieniają zdanie, gdy zobaczą na własne oczy, usłyszą na własne uszy.

Niedawno usłyszałem o Nigeryjczyku, który uciekł do Europy, bo za tatuaż w kształcie krzyża w każdej chwili groziła mu śmierć z rąk tamtejszych fanatyków islamistycznych.

W zderzeniu z konkretną opowieścią, z konkretnymi ludźmi, dorosłymi i dziećmi, opowiadającymi o swych biedach i nieszczęściach, które wypchnęły ich z własnego kraju, nienawiść czasem traci kły.

Może zdarzy się cud. Pani minister po powrocie z misji jordańskiej, po spotkaniach z ekspertami, a przede wszystkim z samymi uchodźcami – zmieni zdanie.

Zaproponuje zmianę polityki pisowskiej w sprawie uchodźców. Poprosi, by rząd Morawieckiego wywiązał się z unijnego porozumienia w sprawie relokacji i żeby zarzucił mantrę, że Polska pomaga uchodźcom i migrantom, ale na miejscu.

Taka pomoc, nawet tak skromna jak obecna (ale wyższa od węgierskiej), też się liczy, jednak nie o nią chodzi. Chodzi o solidarność z państwami unijnymi, które przyjęły lwią część uchodźców i migrantów.

Z „nawrócenia się” minister Kempy pisowski rząd miałby korzyść polityczną i prawną. Bruksela mogłaby uwolnić się od wrażenia, że traktuje on Unię nie tylko jak dojną krowę i burą sukę, zatem nie trzeba stawiać go przed Trybunałem za sprawę relokacji. A do Watykanu poszedłby raport nuncjusza, że w kwestii uchodźców drogi Kościoła i rządu w Polsce zaczęły się zbliżać do siebie.