O demokracji w Polsce

Czy mamy jeszcze demokrację? Jeśli rozumieć ją w kategoriach bliskiego mi klasycznego liberalizmu, to już nie mamy. Mamy stan płynny, coś pośredniego, niedookreślonego, zmierzającego w niejasnym kierunku.

Klasyczny liberalizm nazywa demokracją państwo, które poddane jest rządom prawa, a nie jednostki. W Polsce mamy rządy jednostki i podporządkowanej tej jednostce większości parlamentarnej. Klasyczny liberalizm tego nie akceptuje. Oto jego główne założenia:

1. Demokracja musi być przedstawicielska, czyli parlamentarna. Nawet jeśli jakaś partia ma w parlamencie większość, nie może wszystkiego. Na przykład nie może uchwalić praw łamiących swobody obywatelskie i wprowadzić cenzury. Albo zmienić zasad ustrojowych zapisanych w konstytucji inaczej, niż ona stanowi. Jeśli taka partia może wszystko, to nie jest już demokracja, tylko jakaś forma autorytaryzmu.

2. System gospodarczy nie może być podporządkowany państwu, tylko musi opierać się na zasadzie wolności podejmowania działań gospodarczych przez jednostki w ramach prawa.

3. Państwo powinno być oddzielone od religii, a zarazem gwarantować wolność sumienia i praktykowania wiary religijnej w ramach prawa.

4. Obywatele powinni być równi wobec prawa.

W każdym z tych punktów obecne władze zaciągają winę. Punkty nie są jeszcze obalone, ale się chwieją. Dlatego piszę o stanie płynnym, z którego nie wiadomo co się wykluje.

Oczywiście Polska po 1989 r. nie rządziła się wyłącznie zasadami klasycznego liberalizmu, a i sam liberalizm ewoluował. Do naszej konstytucji wpisano zasadę sprawiedliwości społecznej i społecznej gospodarki rynkowej. Można by nazwać ten nasz ustrój kompromisem między liberalizmem a demokratycznym socjalizmem. I ten kompromis przez lata działał, choć słabł dramatycznie od Smoleńska.

Ustrój, jaki szykuje nam obecna władza, wygląda w najlepszym razie na hybrydę konserwatywnego republikanizmu z autorytaryzmem. A w gorszym już tylko na autorytaryzm.

Od dwóch tygodni obserwuję demokrację amerykańską na miejscu, w Stanach. Przypomina mi się klasyczne dzieło na jej temat napisane w pierwszej połowie XIX wieku przez de Toqueville’a „O demokracji w Ameryce”. Wiele jego obserwacji poczynionych podczas podróży po Ameryce zachowuje aktualność, bo wiele elementów demokracji amerykańskiej zachowuje moc i dzisiaj. Demokracja amerykańska miała szanse okrzepnąć i wydorośleć.

Nasza demokracja po 1918 r. nie miała, niestety, szansy, by okrzepnąć jak amerykańska. Punktem zwrotnym był majowy zamach stanu marszałka Piłsudskiego, a później polityka obozu sanacyjnego i rosnące wpływy faszyzującej prawicy.

Po wojnie mieliśmy żyć w ustroju demokracji pozorowanej, w której nie było można wymienić rządzących w wolnych wyborach. Była to gorzka cena za odgórną modernizację kraju i awans społeczno-edukacyjny sporej części społeczeństwa.

Teraz znów się u nas wszystko wywraca. Znów odbiera się nam szansę, by demokracja się u nas zakorzeniła na dobre.