Naród i prawo. Kornelowi Morawieckiemu ku rozwadze

Mamy w obecnym Sejmie dwie legendy Solidarności z jej najlepszych czasów. Obóz prawicowy obsadził w roli autorytetu moralnego posła Kornela Morawieckiego z grupy Kukiza. Opozycja szczyci się, że w jej szeregach występuje Henryka Krzywonos. Szkoda mi ich, bo uwikłanie w politykę partyjną może zniszczyć ich pozytywny wizerunek.

Henryka Krzywonos jest mniej zagrożona. Na razie udziela się oszczędnie, choć z jasnym przekazem: demontaż demokracji nie przejdzie. Już zaczęto ją hejtować. Jakiś mędrek napisał, że to nie sztuka zatrzymać tramwaj. Nie sztuka? Niechby spróbował. Ale nie dziś, tylko w 1980 r.

Kornel Morawiecki zasłynął frazą, że ponad prawem stoi naród. Słowa byłego lidera Solidarności Walczącej spotkały się z krytyką. Zasłużoną, bo zabrzmiały autorytarnie. Morawiecki jednak wielokrotnie je powtórzył.

Jeśli dobrze rozumiem, to jego rozumowanie jest takie: prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa. Wybory wygrało PiS, ma mandat do rządzenia, musi też mieć środki rządzenia. Prawo, jakie jest, nie jest świętą krową. Jeśli przeszkadza w rządzeniu, powinno być zmienione tak, by rządzący mogli rządzić, wywiązując się z wyborczych obietnic.

Brzmi dobrze, bo populistycznie. Taki przekaz jest jak miecz Damoklesa. Przecina węzeł niezliczonych wątpliwości prawnych, jakie mnożą się od kilku dni w dyskusji publicznej. Lecz to, co brzmi dobrze, niekoniecznie jest mądre, słuszne i sprawiedliwe.

Filozof prawa, prof. Jerzy Zajadło, podał do druku w GW tekst niemieckiego prawnika Gustava Radbrucha, wyrażając nadzieję, że myśli niemieckiego filozofa prawa i socjaldemokraty, który nie splamił się współpracą z nazizmem, skłonią niektórych naszych polityków do opamiętania. Jak wiemy, nie skłoniły.

Przemyślenia (tzw. formuła) Radbrucha były wykorzystywane po wojnie w procesach przeciwko nazistom, którzy bronili się, że działali zgodnie z ówczesnym prawem. Sądy odrzucały tę linię obrony: jeśli prawo jest w sposób oczywisty niesprawiedliwe i nieludzkie, powinno być zakwestionowane. Nie może być usprawiedliwieniem.

Kornel Morawiecki nie zna formuły Radbrucha. To wynika z jego uporczywego powtarzania tezy o tym, że naród jest ponad prawem. Tymczasem Radbruch odrzuca założenie, że „tylko tam, gdzie jest siła, jest i prawo”.

Dziś siła jest po stronie obozu władzy. Obóz ten działa tak, jakby miał tytuł do utożsamienia swej politycznej siły z prawem. Morawiecki, mocą swego niekwestionowanego przeze mnie autorytetu, wydaje się usprawiedliwiać tę linię działania. Jak to pogodzić z etosem solidarnościowym? Nie da się pogodzić.

Pierwsza Solidarność działała w systemie autorytarnym. Prawo tego systemu nie było stanowione demokratycznie. Ale od 26 lat żyjemy w demokracji, a prawo stanowi demokratycznie wybrany parlament. Radbruch odrzuca założenie, że „prawem jest to, co służy narodowi” – to właśnie założenie przyjmuje Kornel Morawiecki.

A przecież – pisze jeden z najwybitniejszych prawników europejskich – takie założenie „oznacza: despotyzm, zrywanie umów, łamanie ustaw”. Utożsamienie prawa z rzekomą lub domniemaną korzyścią narodu zmieniło państwo prawa w państwo bezprawia. Nie, nie może tak być: wszystko, co służy narodowi, jest prawem. Raczej odwrotnie: tylko to, co jest prawem, służy narodowi.

Po dyskusji wokół Trybunału Konstytucyjnego i zaprzysiężeniu przez prezydenta sędziów powołanych przez nowy Sejm wiem, że w obozie obecnej władzy nikt na refleksję nad tym, co się u nas dzieje z państwem i prawem, nie zareaguje. Ale myślę, że akurat Kornel Morawiecki nie powinien do tego ręki przykładać swymi niedomyślanymi wypowiedziami.