Katolicka Polska ludowa

To, czego nie zrobili Gomułka, Gierek i Jaruzelski, zbliża się dzisiaj z każdym wiecem, z każdą mową nowego prezydenta, kandydatki na premiera, samego prezesa PiS. Katolicka Polska ludowa: przymierze ludzi władzy z ludowym Kościołem.

Gdyby w PRL zamiast konfrontacji z ówczesnym Kościołem i polityki ateizacji społeczeństwa PZPR poszła drogą socjaldemokratyczną, czyli uznała sprawę wiary religijnej za prywatną, być może do dziś byłaby u władzy.

Byłem działaczem Solidarności. Widziałem, że socjalizm zakorzenił się głęboko. Robotnicy protestowali w sierpniu 1980 r. przeciwko „wypaczeniom” socjalizmu, a nie przeciwko socjalizmowi, który dopóki działał, wydobył z nędzy i zacofania miliony ludzi, o których zapomniała sanacyjna II RP. Gdyby partia zrezygnowała z ideologii tzw. marksizmu-leninizmu, przyjęła program reformistyczny i pozwoliła katolikom działać w jej szeregach bez strachu i wstydu, utrzymałaby szerokie poparcie społeczne.

Nie można było tego zrobić za stalinizmu, ale po przełomie październikowym 1956 r. szansa była realna. Później z każdym błędem politycznym partyjnego kierownictwa, z każdym kolejnym rozlewem krwi, z każdym wystąpieniem „robotniczo-chłopskiej” władzy przeciwko robotnikom, chłopom i inteligencji – te szanse nikły do zera. Piszę to na podstawie doświadczeń i obserwacji człowieka, który połowę życia był obywatelem PRL. Historycy na taki subiektywizm nie mogą sobie pozwolić.

Można rządzić siłą, ale ceną jest zimna nienawiść wzbierająca w ofiarach. Któregoś dnia musi dojść do starcia i upadku rządzących siłą.
Polska po 1989 r. nie stanęła dotąd przed takim wezwaniem. Nie brakowało prób wyprowadzania ludzi na ulice przeciwko rządom i prezydentom, ale do rozlewu krwi nie doszło. Cokolwiek powiedzieć o ćwierćwieczu naszej odrodzonej demokracji, trzeba to uznać za osiągnięcie.

Nasze społeczeństwo, od elit po zwykłych ludzi, jest jednak podzielone. Obóz pisowski ma poparcie jednej czwartej, może może jednej trzeciej. Prezydent Komorowski przegrał z Andrzejem Dudą minimalnie. Frekwencja w kościołach spadła poniżej 50 proc. To znaczy, że większość nie odnajduje się w hasłach „zjednoczonej prawicy” i wojującego Kościoła albo są mu one obojętne.

W tej rzeczywistości forsowanie programu pisowskiego napotka na podobne opory, jak odgórna modernizacja w stylu PRL. Dziś prawica opowiada ludziom, że będzie się im żyło dostatniej w podniesionym z rzekomej ruiny suwerennym (ale czy też demokratycznym?) państwie. Przewodnią siłą moralną będzie w nim jeden Kościół, a polityczną – jedna partia.

To jest możliwe. Tylko za jaką cenę? Jeśli za cenę, wzorem orbanizmu, spychania na margines i szykanowania wszystkiego, co nie-pisowskie, w polityce, kulturze, mediach, życiu społecznym, to nowa władza sama wyhoduje sobie nową opozycję, całkiem inną niż liberalno-platformiana. To będzie opozycja bezwzględna: wykorzystująca w internecie natychmiast i brutalnie błędy i wpadki rządzących. Coś w stylu Kukiza, tylko przeciwko Kukizowi i PiS.