Zorba nad przepaścią

Jaka piękna ta grecka katastrofa. Ludzie tańczą, opowiadają, jakie to wspaniałe być wolnym, choć biednym, i jak są dumni, że zachowali godność. Telewizje rzadziej pokazują Greków, którzy nie tańczą i nie głosowali według instrukcji rządowej przeciwko reformom.

Takich Greków jest aż 40 proc. Tylu głosowało wbrew neosocjalistycznej i de facto antyeuropejskiej polityce Tsiprasa. Czyli neosocjalistom udało się drogą referendum podzielić greckie społeczeństwo mniej więcej tak, jak u nas udało się podzielić społeczeństwo narodowo-katolicko-socjalnemu obozowi pod przewodem Kaczyńskiego. Taki jest na razie główny dostrzegalny skutek półrocznych rządów Syrizy z prawicową przystawką. Przez pół roku nie zrobili nic w kwestii ogromnych ulg podatkowych dla elity greckiego biznesu.

Progreccy hejterzy nie są w stanie prowadzić żadnej rzeczowej dyskusji. Nie podejmują trudnych dla siebie tematów. Rozpaczliwej dymisji aroganta Warufakisa. Telefonicznych konsultacji Tsiprasa z Putinem. Niechętnej reakcji większości Europy na uchylanie się Aten od spłaty długu zagranicznego.

Pozorowanej gotowości do rozmów, gdy w istocie Tsipras torpeduje propozycje kompromisu, tak jakby nie rozumiał, że tylko kompromis jest tu jakimś ratunkiem dla finansów, poziomu życia i rozwoju gospodarczego Grecji.

Na sprawę grecką patrzę przede wszystkim jak na objaw kryzysu idei europejskiej, która jest najwspanialszym osiągnięciem europejskich polityków i działaczy obywatelskich w okresie po 1945 r.

Ateny reprezentują dziś skrajny antyeuropejski egoizm, zaprzeczenie idei europejskiej solidarności w imię pokoju i rozwoju. Tak, to była idea odgórna. Inicjatywa mężów stanu, którzy wyciągnęli wnioski z tragedii, jaką było masowe poparcie dla Hitlera u progu drugiej wojny światowej.

Twórcy powojennej Europy należeli do różnych tradycji politycznych, chrześcijańsko-demokratycznych, socjaldemokratycznych, liberalnych. Tylko faszyści i komuniści nigdy jej nie zaakceptowali. Ich nowe wcielenia kontynuują tę wrogość.