Debata u Kukiza

Pawłowi Kukizowi sukces wyborczy uderza w mózg. Nie chce się wikłać w obecny system, ale zaprasza na debatę dwóch kandydatów systemowych. I to pod jego przewodem.

To brzmi jak zaproszenie na flaszkę do baru. Duda już zapewnia, że czemu nie, może obalić. Prezydent nie chce, bo i tak ma się z Dudą spotkać w studiach TV. Ale z Dudą, nie z Kukizem, który z wyścigu do prezydentury odpadł. I którego wynik trzeba na zimno porównać z wynikami Dudy i Komorowskiego. Nie jest taki imponujący, tak samo zresztą jak wyniki finałowej dwójki.

Otóż na Kukiza oddało głos 3 mln, to jest 10 proc. liczby uprawnionych. Na wielką dwójkę po 5 mln, czyli po niecałe 20 proc. ogólnej liczby uprawnionych. Różnica wynosi 150 tys. głosów. Da się uzbierać znacznie więcej, bo w drugiej turze polityczne żarty się skończyły i obóz nie-pisowski ruszy do urn szerszą ławą niż w pierwszej. A jak nie ruszy, jego strata.

Już trzy dni po (nieznacznej arytmetycznie) porażce prezydenta media mielą – wydawałoby się, że całkiem już przenicowany – temat JOW-ów. Zatem nie o JOW-y tu chodzi, tylko o czystą politykę. Kukiz chce wjechać do systemu nie tyle na JOW-ach, ile na emocjach jego fanów. I to może mu się udać, tak jak udało się Palikotowi, a wcześniej Olechowskiemu (ale nie Korwinowi, który, tak jak Kukiz, jest jednoosobową orkiestrą i gra zawsze wyłącznie na siebie).

Debata u Kukiza służyłaby Kukizowi, nikomu innemu. Komorowski nie ma po co przykładać do tego ręki. Co z tego, że znów podpadnie kukistom i innym. Przynajmniej zachowa twarz. Nie chciałbym oglądać hejtowania demokratycznie wybranego prezydenta na jakimś wiecu dyrygowanym przez kukistów.

Na razie mamy demokrację parlamentarną, a nie bezpośrednią. Odmowa udziału w takiej „debacie” Kukiza jest w porządku. Komorowski podda się osądowi w debatach o innej formule, tak jak obiecał, odrzuciwszy (słusznie) zaproszenie do debaty dziesięciorga w TVP.

Wszyscy są równi przed prawem. Prawo wyborcze nie nakazuje, w jakich debatach kandydaci mają brać udział obligatoryjnie.