Biskupi pomaszerują z PiS

Manifestacja 13 grudnia jest organizowana przez Prawo i Sprawiedliwość. Jest zatem imprezą partyjną. W komitecie honorowym marszu znaleźli się m.in. biskupi i księża rzymskokatoliccy. Ich kolega z episkopatu bp Tadeusz Pieronek nazwał to skandalem.

Że ktoś jest w komitecie honorowym, nie znaczy, że pójdzie na marsz, ale tak czy owak jest to pewien wybór polityczny i ideowy. Marsz jest partyjny, więc duchowni udzielają przez udział w komitecie honorowym poparcia partii politycznej. To jest sprzeczne z obecną nauką Kościoła, która zabrania duchownym angażować się na rzecz takiej czy innej partii politycznej.

Tak, duchowni są też obywatelami, ale od czasów soborowych, kończących konstantyński model relacji Kościół-państwo, nie mogą być członkami ugrupowań politycznych ani startować w demokratycznych wyborach. I to jest zdrowe i dla Kościoła, i dla demokracji. Niezdrowe jest dla Kościoła i demokracji upartyjnienie kleru. Jak księża chcą się wyżywać w polityce, powinni zmienić zawód.

Szef episkopatu abp Gądecki powinien publicznie zwrócić na to uwagę. Ale wszyscy wiemy, że tego najprawdopodobniej nie zrobi. W takich chwilach trudno się oprzeć wrażeniu, że episkopatem rządzi nie Warszawa ani Gniezno, tylko Toruń. Tam rezyduje faktyczny prymas Polski. On wykuwa linię polityczną. Udział radiomaryjnych biskupów w marszu 13 grudnia oznacza, że w grudniu prymas z Torunia jest za PiS-em, a potem się zobaczy.

Bp Pieronek słusznie mówi, że droga walki politycznej nie jest drogą Kościoła. Ale to wołanie na puszczy.

Najświeższy przykład to opinia jezuity (jezuity! Zakonnego współbrata papieża Franciszka), że pan Biedroń wygrał w Słupsku dzięki głosom wnuków zomowców. Skąd to wie? Czy miał dostęp do jakiegoś banku danych? Pisze na portalu „Frondy”, że skontaktował się z kilku mieszkańcami Słupska. I już wie.

A ja się zastanawiam, jak w naszym Kościele jest możliwe, by duchowny posługiwał się językiem dezawuującym część wyborców.