Uwaga „Wprost”!

Już trzy tygodnie tygodnik „Wprost” katuje nas nielegalnie pozyskanymi nagraniami. Naturalnie w imię świętej wolności słowa i równie świętego prawa opinii publicznej do informacji mających znaczenie publiczne.

Tak, te zasady to fundament systemu otwartej demokracji. Ale czy tygodnik im rzeczywiście służy? Czy można jego rolę porównywać do roli, jaką media amerykańskie odegrały w ujawnieniu nielegalnych działań otoczenia prezydenta USA? Wolne żarty.

Nasze media nie zasłużyły tu na medal wolności. Początkowo prawie in gremio dały się się wodzić za nos nie wiadomo jeszcze do końca komu.(Czekamy na wieści z prokuratury i pewno jeszcze poczekamy). Nie ujawniły niczego porównywalnego z aferą Watergate. Ujawniły, że podczas biesiadowania gada się głupstwa, klnie i świntuszy, choćby się było ministrem czy prezesem banku. Nic budującego, ale żadne Watergate.

Podsłuchani, nagrani i zamienieni w towar do sprzedania chcą się bronić. Bronić chce się mecenas Giertych. Powtórzę za Cezarym Michalskim, że nie przypuszczałem, bym w czymś się zgodził z byłym wicepremierem w pisowskim rządzie, a jednak.

To faktycznie wygląda na zemstę tygodnika za krytykę jego wojny z ludźmi z kręgu PO prowadzonej metodą paserską, niemającą nic wspólnego ze szlachetnym ideałem mediów broniących demokracji ani ze standardami zawodowymi.

Ciągnięcie zysków z obracania kradzionym towarem i manipulowania tym towarem tak, by odium spadło na mecenasa, nie ma nic wspólnego ze szlachetnym ideałem. Giertycha dali in extenso, jego rozmówców streścili. I tak obrobiony materiał wzięty od złodziei rzuca się gawiedzi, niech żre. To dno, a nie chwała mediów. Jak długo jeszcze?