Pedofilia na Karaibach

Dlaczego sprawa abp. Józefa Wesołowskiego jest ważniejsza niż się niektórym wydaje?

Po pierwsze, szybkość, z jaką został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska i zameldowania się w Rzymie do wyjaśnienia, wskazuje, że sam papież traktuje zarzuty poważnie. Franciszek ogłosił przecież zero tolerancji dla pedofilii w Kościele i wezwał biskupów całego świata katolickiego do tego samego: zero tolerancji. Mają działać bez zbędnej zwłoki.

Po drugie, chodzi nie o szeregowego duchownego, ale o kościelnego dostojnika i watykańskiego dyplomatę o długim stażu i w wysokiej randze. Biskupi bywali pedofilami albo seksualnymi drapieżcami, ale o nuncjuszu w takim kontekście słyszę pierwszy raz. A zatem zaraza sięgnęła kościelnej elity elit. Jak to było możliwe? Jaki działał mechanizm?

Po trzecie, Wesołowski jest z Polski, z Podhala, karierę zawdzięcza Karolowi Wojtyle, który go wyświęcił na biskupa. Zarazem w tymże Kościele wybrano dwa razy na szefa konferencji biskupów dostojnika, który wbrew dowodom bronił księdza pedofila z jego diecezji.

Może wreszcie ten skandal – bynajmniej nie przesądzam, że Wesołowski jest winien, czekam na wyniki dochodzeń – wywoła w końcu jakąś refleksję w Kościele w Polsce niż frazesy o ,,świętym Kościele ludzi grzesznych”. Może z tej refleksji wyniknie wreszcie jakaś sensowna i konsekwentna linia kościelnego działania względem pedofilów w sutannach i habitach.

Nie ma mowy o poprawie wizerunku Kościoła  jako instytucji w oczach szerszej opinii społecznej bez konkretnych czynów: poszkodowanym należą się nie tylko przeprosiny, ale też fachowa pomoc psychologiczna, a może i odszkodowanie.

Dotyczy to też poszkodowanego jezuity w Nowym Sączu. Ojciec Mądel też jest ofiarą pedofila w sutannie. Mimo to, Kościół nie potrafił, a może nie chciał mu pomóc, zbywając go innym pobożnym frazesem, by polecił swą krzywdę Bogu (a powinien prokuraturze).

Pedofilia jest tak samo na Karaibach jak w Polsce. I tak samo jest tam i tu w Kościele. Pedofila jest tak samo zła i w Kościele, i w rodzinie, i w każdej instytucji czy środowisku. Niszczy wiarygodność i zaufanie. W Kościele, jeśli jest świadomie ukrywana i tuszowana, oznacza w sensie moralnym i duchowym jego koniec.