Polski punkt widzenia

Prezesowi Kaczyńskiemu nie spodobało się powstające Muzeum II Wojny Światowej. Nie szkodzi, że jeszcze nie jest otwarte i że prezes wobec tego nie widział ekspozycji. Prezes przecież wie z góry, że Muzeum jest do bani, bo nie opowiada o wojnie z ,,polskiego punktu widzenia”. Czyli z jakiego?  
Bo są różne spojrzenia na historię tej wojny, także w samej Polsce. Czy opowieść z polskiej perspektywy w pojęciu Kaczyńskiego obejmuje na przykład armię Berlinga? Partyzantkę Gwardii Ludowej? Bitwy w Prusach Wschodnich/Pomorzu?
Lubię czytać o historii i czytam sporo. Im nowsze książki – na przykład Timothy Snydera – tym silniejsze mam wrażenie, że przyszłość należy do tych autorów, którzy pisząc np. o historii Polski potrafią wyjść poza ,,polski punkt widzenia” czy jakikolwiek inny narodowy (jest taki?) punkt widzenia.

W Europie chyba tylko w Islandii można budować muzea z ,,islandzkiego punktu widzenia”. Bliżej nas, bliżej Wysp Brytyjskich i całego kontynentu tak się wszystko krzyżuje i miesza w historii, że tylko polityk prawicowy (ale nie tylko Kaczyński) może gadać o punktach widzenia czysto narodowych. Wymieszani jesteśmy w Europie nawet genetycznie, np. my i Niemcy.

A także autorzy, którzy starają się popatrzeć choćby chwilę oczami innych. Takim wspaniałym przykładem jest książka brytyjskiego historyka Beevora o bitwie stalingradzkiej, w której obficie cytuje on listy z frontu niemieckich żołnierzy.

Kaczyński rzuca hasło budowy nowych muzeów: Ziem Zachodnich i Kresów Wschodnich. To już kosmos, jeśli miałyby one przedstawiać ,,polski punkt widzenia” w ujęciu pisowskim. W przypadku Ziem Zachodnich mogę to sobie wyobrazić po 1945 r. Ale co zrobić z setkami lat dominacji niemieckiej na tym terenie? Wymazać gumką myszką jak w ,,polityce historycznej” PRL? Pominąć wypędzenia Niemców i niszczenie ich dorobku, od cmentarzy przez infrastrukturę po pałace?

Moim zdaniem, uczciwe pisanie i mówienie o historii nie może dziś pomijać takich strasznych rzeczy, bo tylko pełna prawda może mieć jakieś budujące znaczenie moralne w duchu uniwersalistycznym: nie róbmy sobie nawzajem tego więcej (co nie oznacza broń Boże relatywizacji moralnej: odpowiedzialność Niemców za piekło wojny i jej skutki jest poza dyskusją).  

A w muzeum kresowym czy mielibyśmy pominąć konflikty z mniejszościami, głównie ukraińską w II RP? Nie mówić o pacyfikacjach lat 30? Cóż, ten prezes tak ma: rzuci hasło, nie rozwinie, nie domyśli, nie zaznaczy, że takie muzeum wschodnie powinno powstawać w dialogu z Ukraińcami i innymi etnicznymi nie-Polakami, bo inaczej godziłyby w poprawę relacji polsko-ukraińskich (czego rzecznikiem był prezydent Lech Kaczyński.

Sama idea muzeów mi nie przeszkadza. Sedno sprawy w szczegółach. W koncepcji i realizacji. Realna historia wojna, ziem zachodnich, kresów nie kończy się na ,,polskim punkcie widzenia”. Takie muzea mają sens tylko wtedy, gdy pokazuje też inne punkty widzenia i szerszy kontekst.