Jeszcze Stany nie zginęły, o nie

Na Olimpiadzie drugie miejsce za Chinami, potem jeszcze Brytyjczycy i długo nic. Ale to pestka. Posadzić łazika Curiosity na Marsie to sztuka, która jak dotąd powiodła się tylko Amerykanom. Co to znaczy militarnie, ekonomiczni e i politycznie, wie każde dorosłe dziecko. Kto marzy o końcu Pax Americana, będzie marzył jeszcze długie lata.

Mówię to, choć Mitt Romney jest dla mnie niewybieralny, zwłaszcza po jego słoniowej paradzie europejskiej. A Obama, wybieralny jak najbardziej, ma Europę raczej w nosie. Mam silne wrażenie, że teza o końcu Ameryki jest grubo przesadzona i dlatego trzeba z polityką amerykańską się liczyć, wszystko jedno jakiej administracji, republikańskiej, demokratycznej czy jeszcze jakiejś innej, jeśli kiedyś zagarnie Biały Dom. Zatem nic nie szkodzi, że polscy prezydent i premier spotkali się Romneyem.

Ciekawe, czemu nie doszło do spotkania z liderem opozycji, czyli prezesem JK, przecież wydawałoby się to całkiem naturalne, Kaczyński nawet coś bąkał, że PiS to republikanie, ale przestał, bo pewno większość jego partii i elektoratu nie ma pojęcia, co to jest republikanizm.

Tak czy owak, jestem pod wrażeniem ostatnich sukcesów amerykańskich. Także sportowych. Bo sport to nie tylko zawodnicy i zawody, to także emanacja systemu społeczno-ekonomicznego. Mnie cieszą sukcesy amerykańskie także dlatego, że za nimi stoi pasja, organizacja i machina finansowa, ale nie autorytaryzm jak kiedyś w NRD, ZSRR czy teraz w Chinach ludowo-kapitalistycznych.

W tym sensie nasze polskie skromne sukcesy olimpijskie są dla mnie całkiem do strawienia, choć nie stoi za nimi rynkowy model amerykański, to przynajmniej nie stoi też model autorytarny. Pamiętacie wściekłość zawodniczek Korei komunistycznej, kiedy pomylono ich flagę z flagą Korei kapitalistycznej?

Ta wściekłość, pewnie wymuszona strachem przed reżimem skrupulatnie notującym zachowania ,,swoich” sportowców, budzi we mnie raczej współczucie, bo przecież Chińczycy, tak jak kiedyś Rosjanie, Niemcy z NRD, Polacy z PRL, Rumuni od Ceausescu, chcieli po prostu wygrać albo zdobyć jak najlepszy wynik. Bez względu na to pod jaką flagą i hymnem startowali. I chwała im, tak samo jak naszym obecnym, ,,demokratycznym” medalistom.