Ostatnie święta w UE

Poseł prof. Ryszard Terlecki wieszczy koniec UE. Gdyby nie typowa pisowska retoryka insynuacji – że więcej integracji europejskiej  podoba się tylko m.in. ,,sprzedajnym dziennikarzom” – można by nawet podyskutować z autorem. Bo to ciekawa kwestia, czy Unia 2011 ma wiele wspólnego z latami 50 XX w.. kiedy rodziła się idea integracji europejskiej.

Moim zdaniem historyk nie powinien popełniać takiego błędu metodycznego, by na tak wielkie przedsięwzięcie, jakim jest wspólnota europejska, patrzeć tak statycznie a nawet anachronicznie.

Tak jak Polska późnych lat 30 mało przypominała politycznie i ideowo Polskę sprzed zamachu majowego, a jednak uważamy, że istniał jakiś podstawowy egzystencjalny związek między nimi, podobnie i z Unią.

Zaczynała się jako pomysł na ,,nigdy więcej wojny” w Europie, tej zachodniej, a dziś jest planem dobrowolnej i wzajemnie korzystnej współpracy już prawie 30 państw europejskich. Tym samym zasadnicza idea polityków chadeckich (ale i lewicowych, jak belgijski socjalista Henri Spaak), by Europa kierowała się etyką solidarności i współpracy, a nie rywalizacją egoizmów narodowych. Na tym gruncie mogli się bez problemy spotkać i chrześcijanie, i socjaliści z różnych krajów.  I mogą się spotykać także dzisiaj. Dlatego wbrew europesymistom sądzę, że to nie są ostatnie święta w UE.

A swoją drogą, jak mało się zmienił Ryszard Terlecki. Kiedyś radykalny kontestator PRL w hipisowskim Krakowie i Lublinie, dziś równie radykalny kontestator III RP. Frapuje mnie, że PiS przyciąga takich radykałów nie tylko z ,,ludu pisowskiego”, ale i elit inteligenckich. Ale nie zazdroszczę.