Grudniowa świeca w oknie belwederskim

Prosty komunikat. Świeca zapalona w jednym z okien Belwederu na znak pamięci o dramacie 13 grudnia sprzed 30 lat. Krótkie wystąpienie prezydenta, kilka zdań jego żony. Tylko tyle, aż tyle.

W nocy w telewizji film Kutza o pacyfikacji ,,Wujka”. Nie mogłem się oderwać. Tak było. Szaro, brudno, beznadziejnie. Zero patosu, strach, straceńcza determinacja topniejącej gromady stawiających opór.  Poczucie, że Polska odjeżdża na jakąś bocznicę historii, gdzie utknie na długo i zmarnieje do cna.

Ma rację Wałęsa, że nie obchodzi rocznic klęski. Nie ma czego świętować. Ofiarom należy się pamięć. Ale tym razem z tej przegranej wyciągnięto dobre wnioski. Po obu stronach.

Wszystko mi jedno dzisiaj, jakie motywy kierowały Jaruzelskim, gdy ostatecznie zgodził się na relegalizację Solidarności. I dobrze,  że Mazowiecki zgodził się zostać premierem w efekcie rozmów Okrągłego Stołu.

Rzadko w naszej nowszej historii udawało się wyjść z wielkiego konfliktu bez wielkiego przelewu krwi i drogą rokowań zakończonych porozumieniem. Ale wtedy 13 XII 1981 r. nikt nie wiedział, że historia dopisze ten rozdział. Ja też zapalam symboliczną świecę. Na znak pamięci i wdzięczności.