Poliglota Palikot, czyli nasi niemi politycy
Akurat w tej sprawie jakby nic nie drgnęło od 1989 r. A nawet wygląda na to, że jest gorzej. Znajomość języków obcych wśród polskich polityków mocno odstaje od europejskiej normy. Przypomniał mi o tym występ Janusza Palikota w TVN24. Redaktor Maciej Knapik zrobił rzecz straszną: przerzucił się nagle z mowy Mickiewicza na mowę Szekspira, by sprawdzić, czy poseł rzeczywiście mówi językami, w tym po angielsku. http://www.tvn24.pl/0,1715907,0,1,palikot-po-angielsku-jestem-nadzieja,wiadomosc.html
Nie wiem, czy to była mediowa ustawka, czy Palikot był uprzedzony o teście na żywo, ale załóżmy, że nie był. Poszło tak sobie, ale blamażu nie było. Knapik, nie bez błędów, zadał Palikotowi pytania, a ten, nie bez błędów, na nie odpowiedział. Potem dorzucił jeszcze trochę niemczyzny na dowód, że mówi prawdę, iż włada czteroma.
Znam tylko jednego ważnego dziś polityka mówiącego biegle czterema językami: Jacek Rostowski. Mówić biegle, to dużo więcej niż zrozumieć proste pytanie i równie niewyszukanie na nie odpowiedzieć. Bardzo dobrze mówi po angielsku (British English) minister Sikorski, lecz oczywiście nie tak dobrze jak Rostowski, wyedukowany w elitarnej średniej szkole prywatnej i na dobrym londyńskim uniwersytecie.
Mam wrażenie, że naszym politykom – wszelkich opcji – raczej wisi kompetencja językowa. Jeśli już, to pobierają jakiś kurs przyspieszony, który daje im sprawność na poziomie Palikota. No ale lepsze to niż lingwistyczny analfabetyzm.
Ponoć premier Tusk robi wielkie postępy w angielskim i nieźle radzi sobie po niemiecku. Prezydent Komorowski woli francuski, ale jakoś nie miałem okazji usłyszeć. Kaczyński i Napieralski? szkoda gadać.
Jasne, że wielu wyborcom też wisi, czy ich gwiazdy polityczne mówią czy nie językami, bo sami są niemi. Ale jak to mówią: szlachectwo zobowiązuje. Lider partyjny, który może być premierem, nie znający porządnie co najmniej jednego z głównych języków świata, to żenada i prowincjonalizm. Tak samo jak niemy euro poseł. (Ciekawe, jak Ziobro wykonuje zadanie zlecone mu przez prezesa, by się nauczył w Brukseli języków?).
Przykro, ale nasz piękny i giętki język nie wszedł na światowe salony władzy, sztuki i biznesu. Lepiej, by politycy umieli przekonywać swych kolegów z innych krajów, jaką potęgą jest Polska, w jakimś języku, który oni znają choćby na poziomie Palikota.
XXXX Jedwabne
Kleofas – zamiast zwracać mi uwagę, lepiej doczytać, co napisałem; powiastka amerykańska dość toporna, ale przynajmniej o czymś. Stef – ma Pan sporo racji, ale są jeszcze w Kościele księża tacy, jak Wojciech Lemański, jedyny duchowny katolicki, który pojechał teraz do Jedwabnego na znak protestu przeciw wandalom. Murator – no nie, ja tego nie kupuję. Kto myśli, że stawianie memoriałów w miejscach zbrodni na Żydach popełnionych przez ich polskich sąsiadów prowokuje do wandalizmu, ten rozumuje równie subtelnie, jak policjant wytykający kobiecie, że sama prosiła się o gwałt, bo była w mini; Podobnie obrzydliwy i głupi jest wpis pod pseudonimem ,,Dana” (i Adam2222). Za to dzięki za wpisy nicków: z dystansu, Ryba 25, Kot Mordechaj, grisp, MW. Levar – wspaniała rada, tylko skąd autor zna Ubeckie podręczniki z lat 50? Z Kartką z podróży mam taki kłopot, że tym razem rozwija motyw inwigilacji zbyt metaforycznie, robiąc z niego po raz kolejny pretekst do atakowania policji, co mnie nie przekonuje. Nie jestem za państwem policyjnym, lecz demokracja policji potrzebuje i potrzebuje inwigilacji środowisk przestępczych. W takich sytuacjach z ,,donosu obywatelskiego” bym nie drwił, choć generalnie donosami się brzydzę. Podobał mi się wpis anonima tyveog. I na koniec oddaję sprawiedliwość Terlikowskiemu: zachował się przyzwoicie w swojej reakcji na Jedwabne.
Komentarze
Nie oglądam telewizji, nie miałem więc okazji widzieć w niej Palikota. Ale cieszę się na podstawie felietonu Gospodarza, że jakoś zdał ten improwizowany egzamin. To miłe, tym bardziej, że najprawdopodobniej poprę jego polityczny projekt w wyborach.
Pozdrawiam
Ps. Przepraszam, bo dość perfidnie podpuściłem Kleofasa do rozważań na temat policyjnych konfidentów. To były żarty, które się jakoś wymknęły i nabrały całkiem poważnego wymiaru. Kleofas mieszka w kraju, który rządzi się swoimi zasadami i nic mi do tego. Natomiast ja mieszkam tu i mam wbite od młodych lat do głowy – „nie kapuj” i tego sie przez dziesiątki lat zycia w tym wariackim świecie trzymam. Ta dyskusja była niepotrzebna.
Podobnie jak Kartce, również i mi wbito do głowy „Nie kapuj !”, i tego osobiście się trzymam. Ostatnio sporo było u nas o akcji zachęcania do współpracy ze strony Kanadyjskiej Policji Konnej (RCMP) w regionach przygranicznych z USA. Przy tej okazji zebrano sporo materiału o ludziach, którym zwichnięto życie dzięki mylnemu wskazaniu przez donos, jak najbardziej obywatelski w intencji, ale kulawy w treści. Pouczający materiał.
Pozdrawiam
Pan red. Szostkiewicz
————————————————————————————-
Poruszyl pan ciekawy, wazny i raczej marginalizowany u nas temat.
Chcialem tez zwrocic uwage na inne zjawisko. Pisze pan m.in:”.. ale nasz piękny i giętki język ..”.
Otoz od dawna obserwuje, ze bioracy udzial w roznego rodzaju dyskusjach czy wypowiadajacy sie na jakis temat nie umieja powiedziec plynne i poprawnie kilku zdan bez jakania sie , bez „yyy…eee…eee”, szukania nagle slow czy ich dwukrotnego powtarzania. Dotyczy to nie tylko politykow, prominentow ,ale takze dziennikarzy (reporterow). najlepszym dowodem jest posluchanie udzielanych wywiadow przez politykow zachodnich,a nawet prostych ludzi np. w Hiszpanii, Francji czy Niemczech. Moze polska gramatyka ma „cos” w sobie… Choc zdarza sie, ze ktos mowi piekna , plynna polczyzna.
Ja już nie wymagam żeby znali języki ale by mieli coś sensownego do powiedzenia a przede wszystkim by UMIELI coś sensownego zrobić. Problem w tym ,że ,,oni” są poniżej poziomu Michała Korybuta Wiśniowieckiego o którym Wł. Konopczyński powiedział ,że znał siedem języków ale w żadnym nie miał nic mądrego do powiedzenia. Kiedyś na spotkaniu J. Palikot powiedział ,że z większością z naszych panisk miał do czynienia osobiście i ,że są to zera intelektualne. Ja ufam w jego ocenę…i go popieram
A może wszystkie te nieszczęścia jakie spadają na Polskę, ta nasza nie umiejętnośc zorganizowania się, wytyczenia celów- wynika z tego że, język polski jest taki skomplikowany. Nie można w nim wytłumaczyć prostych myśli, wszystko ginie w dziwnej składni i głupiej gramatyce.Język gdzie używa się takich podwójnych znaków Jak Ó I U , RZ i Ż CH i H- bez żadnego uzasadnienia. Pisząc prostą myśl musze się zastanawiać jakie „Ż” mam użyć a nie to co chcę przekazać
” Nasi niemi politycy ” nie wzięli się znikąd, bo w ich / moim… / pokoleniu około 50-latków zachodnich języków w szkole nie uczono, co zresztą niczego nie tłumaczy.
Brak znajomości języków jest raczej dowodem na negatywną selekcje, jaka dotychczas obowiązywała i obowiązuje w naturalnym naborze do tego zawodu. Zawodu polityka.
Jak bardzo przypadkowy jest ten nabór niech świadczą świeżo sformowane listy kandydatów do parlamentu. Na tzw. zdrowy rozum powinni wśród kandydatów być mocno reprezentowani prawnicy, ekonomiści, politolodzy, historycy czy znawcy marketingu i zarządzania lub specjaliści określonych dziedzin gospodarki.
Nic z tego, nawet pobieżny ” przegląd kadr ” wskazuje na doraźny i koniunkturalny charakter decyzji o umieszczeniu kandydata na wyborczej liście. To zjawisko powszechne, ale w PIS szczególnie dominujące. A potem nie ma skąd wziąć fachowców do wyborczych debat.
Najbardziej jednak interesujące – w kontekście znajomości języków obcych – jest planowanie przez polityków własnej kariery . Jak mogę przypuszczać , że sam Napieralski wierzy we własne sukcesy, zwieńczone – jak rozumiem – funkcją premiera czy prezydenta, skoro jego polszczyzna jest od lat tak samo kulawa, dykcja beznadziejna przekazywane treści jałowe a dowcip…. Mijają lata funkcjonowania tego człowieka na scenie politycznej, a on nie doskonali się, nie uczy , nie czyta.
Domyślam się, ze nie ma w swoim otoczeniu ludzi, którzy mogliby szczerze wskazać mu niedostatki edukacji czy kindersztuby / zdjęcia robione telefonem komórkowym na spotkaniu z Obamą ! /, a jeśli nawet tacy byli- to już ich zmarginalizował.
A przecież wystarczy przyjrzeć się Pawlakowi – jak głęboką przeszedł przemianę intelektualną i wizerunkową od czasu gdy przedwcześnie jako lider wystartował.
Nadal nie jest orłem w kontakcie z kamerą czy mikrofonem, ale jeśli ma szansę wyłożyć swoje racje, mówi dość jasno i przekonywująco.
W tym kontekście rozważania o Kaczyńskim i jego zaniechaniach nie mogę się podjąć – potrzebny byłby psychoanalityk, a to nie moja branża.
Nie jestem przekonany, ze szeroka znajomosc jezykow obcych u polskich politykow bylaby korzystna dla kraju. Wypada tu przypomniec Prezydenta Lecha Walese, ktorego historyczne zaslugi jako opozycjonisty sa niezaprzeczalne, ale ktorego w wielu wystapieniach zagranica przed calkowita kompromitacja uratowal tylko tlumacz.
Znajac wiele niekonwencjonalnych wypowiedzi Radka Sikorskiego, to marzylby by mi sie takze taki buffor, w postaci inteligentnego tlumacza, miedzy polskim szefem MSZ i jego zagranicznymi rozmowcami. Niestety Radek Sikorski potrafi sie porozumiec bez tlumacza.
Zupelnie inaczej ma sie rzecz z ministrem Rostkowskim. Jest on fachowcem, znakomicie siedzacym w temacie i do tego na szczescie potrafiacym sie porozumiec na arenie miedzynarodowej. Optymalna obsada w czasach kryzysu.
Co do znajomosci jezykowych Premiera Tuska to rzeczywiscie nic blizszego nie wiadomo. Tusk jest obecnie najsprawniejszym polskim politykiem. Byloby wielka strata dla panstwa polskiego, gdyby nie potrafil sie on osobiscie porozumiec na arenie miedzynarodowej. Uniemozliwialoby to nawiazywanie osobistych kontaktow z kolegami z innych krajow.
Politykow polskich nie znajacych jezykow obcych charekteryzuje ogolne lenistwo intelektualne. Cechuje ich brak przygotowania i niska znajomosc tematow na ktore sie wypowiadaja, a przedewszystkim calkowita pogarda dla szczegolow. Jako przyklad moga tu sluzyc niedawne wystapienia: Napieralskiego rozdajacego komputery, ale niewiedzacego ile by to panstwo kosztowalo i Kaczynskiego obnizajacego akcyze na paliwo, odmawiajacego jednak podania szczegolow tego zamierzenia.
Brak znajomosci jezykow obcych u tego typu politykow jest wiec konsekwencja ich ogolnej sprawnosci intelektualnej i przynajmniej ogranicza szkody jakie sa oni w stanie wyrzadzic wizerunkowi Polski zagranica.
pp = ………….ny prostaczku
Z tym „kapowaniem” (współpracą z policją, donosicielstwem, donosem obywatelskim, delatorstwem itd) – to wiele zależy (może wszystko?) od osobistych doświadczeń i reakcji na nie, wynikającej także z osobistych predyspozycji psychicznych (nie wszystko da się wytłumaczyć historią…).
Po przyjeździe do Kanady, przez jakiś czas jeszcze, jako wychowanek PRL-u, byłem „anty”. Miałem wyuczony brak zaufania do państwa, jego instytucji, a także do, choćby trochę tylko sformalizowanego, społeczeństwa. Pamiętam oburzenie, jakie mnie ogarnęło na widok instrukcji w budynku, w którym zamieszkałem, żeby w przypadku konfliktów sąsiedzkich nie interweniować samemu, tylko zgłaszać to administratorowi (sic!!!). Podobnie uraźliwy byłem na tle patrolującego samochodu policji, jadącego przez jakiś czas powoli za nami: szliśmy z żoną i córką w wózku, wschodnioeuropejskim zwyczajem, na spacer, ale nie w parku, tylko uliczkami osiedla – jedyni tak się tam poruszający (sic!!!).
Dominował wyuczony brak zaufania.
Ale już wkrótce wszystko to się zmieniło całkowicie. Sensowność, racjonalność, przewidywalność, oczywistość, sprawność, sprawiedliwość tamtego państwa i społeczeństwa, a przede wszystkim ich (prawie naiwne!!!) ZAUFANIE DO PRAWORZĄDNEGO OBYWATELA sprawiły, że sam obdarzyłem je, i ich agendy, zaufaniem: policję, skarbówkę, urzędy, sąsiadów (swoją drogą, jestem praworządnym obywatelem, nieskorym do wykroczeń, więc o tyle było mi łatwiej). Z uznaniem patrzyłem na masywną obecność policji (ostatnio, gdy sprawdzałem, w 2005 r., Kanada miała najwyższy wskaźnik policjantów w stosunku do ludności we wszystkich krajach OECD!): gdy wróciłem z długiego spaceru na bezludziu do samochodu, za nim stał policyjny wóz patrolowy; podszedłem się zapytać, o co może chodzić na tym pustkowiu, policjant spytał, czy wszystko w porządku i odjechał, gdy potwierdziłem (zapewne sprawdzał, czy samochód nie notowany). Nie miałem najmniejszych obaw podczas wyjaśniania pewnych nieporozumień (wynikających z mojego przekonania, że sam wszystko potrafię…) z tamtejszą skarbówką; a z jej strony była WYŁĄCZNIE chęć rozwikłania sprawy i pomocy, nic więcej.
Dziś, w Polsce, po siedmiu latach od przyjazdu, jestem prawie z powrotem w punkcie wyjścia i mimo że staram się racjonalizować swój stosunek do państwa (nie mam żadnych istotnych powodów do narzekań), to jednak NIE MAM ZAUFANIA, ani do policji, ani do urzędu skarbowego, ani do innych urzędów, choć, ze względu na nieaktywność zawodową i społeczną, nie ma z nimi praktycznie nic do czynienia i w niczym mi się nie „naraziły”. Ani ja im. Jeśli (werbalnie) popieram ich funkcjonowanie, to robię to „racjonalnie”, dla „wyższego” dobra, ale nie z „emocjonalnego” przekonania (jak w Kanadzie).
Myślę, że tę, wręcz wrodzoną, postawę zmienić mogą korzystne przypadki losu (jak mnie się udało; uzyskałem nieprawdopodobną pomoc i życzliwość od Kanady, być może w wyniku m.in. mojego szybkiego pozbycia się uprzedzeń…), a także pewien potencjał osobowościowy, gotowość do obdarzania zaufaniem, może wynikający z wychowania w domu rodzinnym. Gdy brak tych elementów, albo gdy ma się samemu „coś za uszami” (choćby kiedyś, dawno), to człowiek pozostaje nieufny bez względu na okoliczności. Irracjonalnie i niesprawiedliwie wynajdując sobie najróżniejsze usprawiedliwienia dla swej aspołecznej w gruncie rzeczy postawy.
Aby to się zmieniło, trzeba długiego czasu, może pokoleń…
SZanowny PP, kazdy język ma swoje ż i rz, u i ó, a takze różne gramatyczne pułapki. Wydaje mi się, że szkoła nie przykłada wagi do kszatałcenia sprawności językowej.
Można jedynie dziwić się osobom, które chcą robić karierę polityczną i pomijają znajomość języków obcych. Tego mozna się nauczyć, tylko trzeba chcieć! Oczywiście nie każdy ma zdoolności jezykowe, ale poziom komunikatywny mozna ciężką pracą osiągnąć. I nie zwalajmy tu wizy na szkołę, a raczej na własne lenistwo.
Jeśli wszystkie strony nie podzielają i nie respektują tych samych obyczajów, multikulturalizm zamienia się w prawnie uregulowaną wzajemną niewiedzę i nienawiść. Spór o wielokulturowość jest już sporem o Leitkultur: to nie jest konflikt między kulturami, lecz między różnymi wizjami sposobu, w jaki różne kultury mogą i powinny współistnieć, spór dotyczący reguł i praktyk, które muszą one ze sobą dzielić, jeśli mają koegzystować.
http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/ZizekCzegochceEuropa/menuid-1.html
Bardzo interesujące……
Wszyscy politycy w czasie kampanii wyborczej mówią tylko o jednej stronie medalu (tej jaśniejszej), nie mówiąc już komu będą musieli zabrać żeby inni mogli dostać. Tylko my jako wyborcy nie możemy dawać się uwieść partiom, które obiecują gruszki na wierzbie (bo przecież to je nic nie kosztuje), żeby po wyborach się nie rozczarować, kiedy partia na którą zagłosowaliśmy oświadczy, że rzeczywistość się zmieniła i tamta obietnica nie doczeka się realizacji. A licytacja na obietnice cały czas trwa?
http://missjonash.blox.pl/2011/02/Poslowie-studium-socjologiczne-czesc-II-PSL.html
Natrafiłem na ciekawostkę.
Ponad 90% posłów obecnej kadencji ma wykształcenie wyższe. Formalnie więc powinni znać co najmniej jeden język zachodni biegle……
Jak wygląda to w praktyce, wiemy, jak świadczy to o poziomie naszych uczelni, możemy się domyślać……
Szanowny Panie Redaktorze!
a nasz super poliglota Poseł prof. Tadeusz Iwiński?
Ciekawie napisane, przyznam że zarówno poruszony temat, jak późniejsza wzmianka o Panu Ziobrze mimowolnie przywołały skojarzenia z kiedyś publikowanym, również w serwisie Polityka.pl artykułem ‚Prymusi i pośle ławki’ (czyli, uogólniając, rankingu europosłów), z którego to właśnie można było się dowiedzieć między innymi o nieznajomości języków panującej wśród bądź co bądź reprezentantów naszego narodu (abstrahując już od innych zarzutów). I to wcale nie zwykłych ‚szeregowych’, tylko piastujących również poważne stanowiska. Do tej pory wywołuje to moje wielkie zdziwienie i irytację. Właściwie trudno mi to nawet wyjaśnić. Martwi mnie również fakt, że wielu młodych ludzi traktuje język angielski jako język ‚popkulturowy’ tzn coś tam się słyszało, więc coś tam się powie; czyli najdelikatniej mówiąc – niezbyt poważnie. Czyżby taka tendencja miała występować również wśród polityków? O ile można to przeboleć w przypadku młodzieży, to w przypadku asów z parlamentu krajowego i europejskiego(zwłaszcza tego drugiego), budzi to po prostu zażenowanie.
Kartka z Podrozy 9-5-22.20
„Przepraszam, bo dość perfidnie podpuściłem Kleofasa” – klamstwo wierutne i niewiedza.
Kleofas probowal wylozyc jeden z elementow funkcjonowania spoleczenstwa amerykanskiego, i nie tylko, Polakowi. Nie dalo sie, to trudno.
Takich elementow jest oczywiscie wiecej, ale twardoglowy oponent nie zaakceptuje. Dlatego smiesza nabzdyczone opinie o Ameryce rodem z Polski, a zyczliwe objasnianie wywoluje agresje.
Zadupie swiata, gdzies na wschodzie Europy odrabia braki, chocby jezykowe, wylazi z nedzy za cudze pieniadze, ale aspiracje ma ogromne. Zamiast pogardy dajesz im zyczliwosc i w podziekowaniu czesto dostajesz obelge.
„Perfidnie podpuscilem” – tego juz probowaly najwieksze cwaniaki z Powisla, Europy i Azji. Malorolnemu amatorowi pozostalo tylko tango „La Perfidia” z gospody „Pod Rzechem” w Klaju Dolnym.
Wszystko powyzej to zarcik. W Twoim stylu. Tez tzw „podpucha”.
Widzisz, jak mozna wkurzyc rozmowce dwoma slowami ? Cwaniactwem ?Gruboskornoscia ? Sileniem sie na glupie dowcipy ? I po co to robisz ? Zaczynaj od kredytu. Od wyciagnietej dloni. To tez element naszej obyczajowosci.
Pozostaje, ze szczera sympatia, zawsze otwarty na pogawedke, Kleofas.
Po angielsku mówią bez problemu np: Belka, Rosati, JK Bielecki, Czesław Bielecki, Kwaśniewski, Cimoszewicz, Krzaklewski, Buzek, Rotfeld, Olechowski, Balcerowicz.
…ci co naprawdę mają głowę na karku i coś do powiedzenia to jakiś język znają, reszta lepiej niech się nie wypowiada poza granicami kraju, bo byłaby większa kompromitacja. Mr Kaczyński nie mówi nawet po rosyjsku – ale to pewnie z nienawiści do nich nie chciał się go nauczyć
Znajomosc jezykow to czesc zawodu dobrego polityka i nie tylko. Jedynie politycy polscy i polnocnoamerykanscy (z niewielkimi wyjatkami) sa w stanie uzywac biegle innego jezyka niz ten z ktorym sie urodzili i jest to smutne. Czasami telewizja pokazuje ludzi rzadzacych z nieco egzotycznych krajow europejskich, chocby Albania, Rumunia czy nawet Kosowo i, o dziwo, nawet oni mowia biegle po angielsku. Moze znajomosc (nieznajomosc) jezykow obcych jest miara braku ogolnej inteligencji i umiejetnosci jako takich. Jest w narodzie polskim duzo tolerancji na ten temat. Gdzie nam do politykow holenderskich lub z krajow skandynawskich. Ale temat jest nieco wspolny z niektorymi politykami brytyjskimi i francuskimi, badzmy uczciwi.
Do donosicielstwa mam lekka alergie. Ludzie na Zachodzie, zwlaszcza w Ameryce Pln maja do tego stosunek bardziej luzny niz Polacy. Stad to donosicielstwo jest czescia zycia, miejsca pracy, etc.. Nie wiem, czy potrafilbym to sobie tak gladko wyjasnic, jak uczynil to wyzej MW. Moze byl on bardziej do tego przygotowany ideologicznie. Nie wiem rowniez, jak rozroznic kompulsywne donosicielstwo na donosicielstwo w „slusznej sprawie”? O „slusznosci” i „nieslusznosci” decyduje w koncu arbitralnie donosiciel. Spekulujac nieco, wydaje mi sie, ze nazizm lub komunizm mialby tragiczny wymiar dla spoleczenstw zachodnich. Polecam nieco leciwa, ale wciaz zywa powiesc H. Fallady „Kazdy umiera w samotnosci” jako ilustracje tematu.
wiesiek59
Multikulturalizm dla mnie to wspolzycie rownolegle wielu tradycji i kultur, nie zas budowanie uproszczonych stereotypow dla mas. Model kanadyjski moze i to zaklada, ale w Kanadzie sa tylko dwie oficjalne kultury, jako prawdziwe skladniki modelu wielokulturowego: anglosaska i francuska. Pozostale tradycje innych mniejszosci to, niestety, pokazy kuchni narodowych i tancow ludowych. Stad powod do braku zainteresowan ludzmi z innej niszy kulturalnej, chyba ze, kultura popularna zdecyduje sie nagle na popularyzacje jakiegos sexy elementu z tej tradycji niszowej. Stad, prawdziwa wielokulturowosc to zbior kulturalnych gett narodowych. Tam Polacy, a w innym miejscu Chinczycy, Grecy lub Wlosi.
Interesuje mnie ocena angielskiego Zbigniewa Brzezinskiego. Dokladniej: intonacja i konstrukcje. Chetnie poznam opinie.
Nie podjalbym sie dawac nikomu cenzurki. Trzeba by miec obcy „mother tongue” i wiedziec o jakiej dziedzinie sie mowi.
Znajowosc obcego zalezy rowniez od sprawnosci wyrazania sie we wlasnym.
Kryterium jezykowe byloby sensowne przy selekcji liderow partyjnych i innych potencjalnie narazonych na konfrontacje. Wysylanie do Brukseli „niemych” wydaje sie byc czystym idiotyzmem, ale – na besptichie i zhopa solovei.
Język? OK, będzie o języku.
Gospodarz: „Mam wrażenie, że naszym politykom ? wszelkich opcji ? raczej wisi kompetencja językowa.”
„Wisi”? Seriously?
Mój znajomy mawia: „wisi zwiędłym kalafiorem”. Ale mam nadzieję, że takiej polszczyzny w Polityce (ani na blogach jej dziennikarzy) nie zobaczę.
Szanowny Strumyk,
Wiem że, większośc języków ma też swoje pułapki. Język polski ma ich jednak znacznie więcej niż średnia. W każdej regule w naszym języku są wyjątki ( czasami jest ich więcej niż tych regularnych). Nic też dziwnego że , cięzko jest się porozumieć, bo trzeba (zamiast przedstawiać łatwo swoje myśli) uważać na te bzdurne wyjątki . Dlatego jest taki rozgardiasz w polskich głowach i dlatego ten bałagan umysłowy przechodzi do rzeczywistości
Wałęsa dorósł do rangi męża stanu…..
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kategoria.html
Ciekawe i dyplomatyczne posunięcie w sprawie Litwy….
Równie ciekawy jest wywiad Olejnik z Wałęsą. Może wart odtwarzania w szkołach? Czarno – biała wizja rzeczywistości miałaby mniejsze wzięcie….
Wałęsa- realista, w sprawie Jaruzelskiego też.
http://www.tvn24.pl/14878,1,kropka_nad_i.html
Nie wiem czy pan zauważył to że w Polsce zachwyt lub niechęć zależą od czynników politycznych, czasem rasowych lub wyznaniowych. Np. Jeżeli D.Tusk mówiłby biegle w 5 językach to byłoby ok (wg elektoratu PO). Gdy w 5 językach mówiłby biegle Palikot byłoby gorzej. Jeżeli prezes Kaczyński władałby doskonale 8 językami okazałoby się że znajomość języków nie jest politykom do niczego potrzebna. Konfigurację opisu można odwrócić i dowolnie układać w zależności od upodobań politycznych.
Rozmowa na poruszony temat jest w gruncie rzeczy trochę musztardą po obiedzie. Wyczytałem że niemiecki europoseł ma do dyspozycji cały sztab ekspertów (w tym tłumaczy) którzy są w stanie dokonać bardzo szybko analizy danej sprawy z którą poseł ma zgodzić się bądź nie. Znajomość języków jest więc dzisiaj raczej sposobem na błyszczenie niż działanie choć warto zaznaczyć że polscy europosłowie nie posiadają sztabów ekspertów…
Kochany Panie Redaktorze!
Forma jest ważna ale treść najważniejsza,kiedy słucham Palikota to wole żeby mądrze dukał po polsku niż głupio mądrzył się po angielsku!
Każdy człowiek , swoim życiem wypracowuje lepszą, lub gorszą ofertę samego siebie.
Znajomość języków, to dobra rzecz, ale jeśli jest ona głównym elementem danego”oferenta”, to jest on tyle samo wart, co wielu dzisiejszych gimnazjalistów, albo tyle, co każdy kelner w Szwajcarii, których większość zna perfrct conajmnie trzy zachodnie języki.
Gdyby nasi politycy potrafili wypracowywać wartości, bez których świat nie potrafiłby się obyć, wówczas tamta strona, ochoczo wzięłaby na swoje barki sprawę komunikaqcji z nimi. W przypadku, kiedy nasi aspirują do rangi bywalców europejskich salonów, a sam ten fakt- jest dla nich szczytem ambicji i nobilitacji- to rzeczywiście- znajomość języków staje się głównym priorytetem dla ich wartości, przynajmniej będą mogli się domyślać za co ich salonowcy z Europy poklepują po plecach…
Przewartościowanie znajomości języków ponad inne składniki ofertowe poszczególnych polityków, może doprowadzić do tego, że np. minister, który zna cztery języki obce/o jeden więcej od szwajcarskiego kelnera/- automatycznie jest posądzany o to, że w swojej branży jest znakomitym fachowcem… Czas płynie, pod „skórą” Europy, kształtują się zalążki nadziwniejszych „stworów”, a my naszych przedemerytów, w ramach naszego , twórczego widzimisię- skubiemy po ich niewątpliwych kompleksach językowych. Wcześniej, niż się nam wydaje, na najważniejsze stanowiska wejdą młodzi, dla ktgórych znajomość języków to „oddychanie”, i już możemy się martwić, za jakie ich osobiste niedoróbki, będziemy mogli sobie na nich poużywać?
Sebastian
Do PP,
PP masz rację.Coś w tym jest że język ma wpływ an wyrażanie myśli.
Nasz język nie należy do nowoczesnych , jest nielogiczny . To przenosi sie na bałagan w naszych relacjach społecznych. I pewnie dlatego odbiegamy od innych krajów i stąd te ” polish jokes” ,”polnische Wirtschaft” „kurica ne ptica ,Polsza nie zagranica”.
W WYPADKU PALIKOTA JEZYK JEST NAJMNIEJ WAZNY -KIEDYS BYL WYBITNYM KABOTYNEM ,A TERAZ JUZ POSPOLITA SWINIA PO OPUBLIKOWANIU PLOTEK O SWOJEJ KIEDYS PARTII -CZESC PEWNIE ZMYSLIL ,ALE WYDAWALO SIE KIEDYS ,ZE CHCE POGNEBIC KACZYNSKIEGO -OKAZALO SIE ,ZE JEDNAK PLATFORME I IDZIE W TYM KACZOROWI NA REKEI .REZULTAT BEDZIE JAK Z PSEM OGRODNIKA -SAM NIE SKORZYSTA ,ALE PLATFORME OPLUJE .NIE MA BARDZIEJ NIEMORALNE4GO OSOBNIKA ,KTORY PUBLIKUJE SEKRETNE PRYWATNE ROZMOWY .
W dzisiejszej Polsce ktoś, kto nie potrafi chociażby w podstawowych sprawach porozumiewać się po angielsku nie może być uznany za wykształconego i to niezależnie od wieku. To tak samo, jakby nie znał tabliczki mnożenia albo pisowni słowa „pszczółka”. Wyjątek – jeżeli ktoś naprawę biegle mówi w jakimś innym języku (wolski nie wchodzi w grę), to nieznajomość angielskiego może mu być wybaczona. Inteligent powinien dobrze znać co najmniej dwa obce języki.
Ja bym podzielil jezyki na meskie i zenskie. Jezyki slowianskie, w tym oczywiscie polski , sa zenskie. Swiadczy o tym masa zdrobnien, ktore w naszym jezyku wystepuja, te wszystkie: maluski, malenki, misiaczku, kwiatuszku, kotusiu, koteczku,caluje raczke, a nawet owe zdrobnienia opanowaly tak powazne dziedziny jak gospodarka, gdzie mowi sie o pieniazkach, sklepikach,byznesiku, akcyjkach itp. Dlaczego uwazam, ze to sa formy zenskie, bo wydaje mi sie ze to kobiety narzucily ten styl: luli luli moj maluski, spij koteczku, zamknij oczka itp i tak rozprzestrzenilo sie to i nadalo specyfike naszemu jezykowi. Jest to znakomity jezyk dla poezji(rosyjski jest jeszcze lepszy) ale niestety nie pomaga to tam, gdzie chodzi o techniczna i naukowa skutecznosc. I dlatego jezyk angielski, ktory w minimalnym stopniu charakteryzuje sie tymi zenskimi fanaberiami, jest tak skuteczny w ekonomi, technice i nauce.
Bardzo upraszcajac powiedzialbym, ze im bardziej na wschod tym pojawia sie coraz wiecej zdrobnien. Francuzi maja ich juz troche, ale nie za wiele: fillette, trotinette, a zeby wyrazic sie czule wobec lubianej osoby dodaja przymiotnik „petit”: zamiasta Basia powie ma petite Barbara. Kiedy przed laty nie lapalem tych niuansow bylem zdziwiony jak kolega Francuz zwrocil sie do mnir per „mon petit Christophe”, uplynela dobra chwila zanim zrozumialem, ze on wcale nie twierdzi, ze ja jestem maly, tylko w tej topornej formie zwrocil sie do mnie per „Krzysiu”.
Niemiecki juz niezle obfituje w zdrobnienia: liebchen, Tischlein, Blumlein itp. Jest to wiec jezyk, ktory stoi na granicy, jest mesko-zenski, dlatego Niemcy stworzyli najwieksze wspolczesne filozoficzne dziela.
Nie bede sie wypowiadal na tema chinskiego, tureckiego, czy japonskiego, czy moja hipoteza, ze im bardziej na wschod, tym wzmaga sie zenskosc jezyka, dotyczy rowniez tych nieznanych mi jezykow ?
Moze jakis ekspert sie wypowie ?
Kleofas
Po raz kolejny muszę potwierdzić, że Twoje relacje czy opisy USA są bardzo interesujące. Naprawdę czytam je z zainteresowaniem. Jak równiez rozumiem Twoja potrzebę „podawania na dłoni kredytu” – mnie i innym tu piszącym. Tym niemniej chyba przeceniasz charakter naszych rozmów. To są tylko pogaduszki a nie miejsce zbawiania świata. Jeśli los naszej wspólnej Umęczonej Ojczyzny leży Ci na sercu i sięgasz do kieszeni po „kredyt” dla niej to zamiast dydaktycznie nawracać Blogowiczów po prostu wróć do kraju i spróbuj wprowadzic swe pomysły w życie. Sądząc po tonie twych komentarzy mógłbyś z powodzeniem realizować je w Senacie RP. Następne, tym razem przyśpieszone wybory, będziemy mieli najprawdopodobniej w przyszłym roku. Jest więc trochę czasu byś porządnie przygotował się do „kredytowania” miłej naszym sercom RP. Jeśli chodzi o senat to mój głos już masz. Zresztą nie tylko mój – wesprze cię na pewno wielu starych Blogowiczów z „Powisla, Europy i Azji”
Pozdrawiam
wiesiek59 12:03
takimi informacjami można też dowolnie manipulować. Uniwersytety amerykańskie według rankingów są najlepsze na świecie. Znajomość języków obcych wśród kadry tych uczelni, oprócz języka ojczystego jest żadna. Na naukę języka obcego należy mimo wszystko poświęcić dużo czasu.
Lewy Polak pisze:
2011-09-06 o godz. 17:11
Znawcą nie jestem, ale jako namiętny czytelnik van Lustbadera, czy Clavella donoszę, że kobiety Wschodu- Chiny, Japonia, miały własny język odrębny od języka mężczyzn. Z całkiem inną składnią i słownictwem…..
PA2155 pisze:
2011-09-06 o godz. 13:12
Bardziej pasuje mi teoria konwergencji….
W dawnych wieloetnicznych i wieloreligijnych imperiach czy państwach modne było upuszczanie krwi w celu rozładowania frustracji, czy zdobycia kapitału. Ofiarą padali Żydzi, Ormianie, Moryskowie, protestanci, katolicy, sekty religijne, Templariusze…..
Ostatnio nie jest to w modzie, więc nasze dzieci i wnuki staną przed poważnym problemem…
Najlepsza była metoda Aleksandra Macedońskiego- małżeństwa na rozkaz, w drugim pokoleniu nie było już Greków tylko mieszańce.
Niestety, nie te czasy- przynajmniej w Europie.
A tak prosto na przykład rozwiązano by problem Palestyny i Izraela….
podszeregowy pisze:
2011-09-06 o godz. 17:29
Warunkiem zdania egzaminu z j. obcego na dowolnej polskiej uczelni jest jego znajomość. Sam musiałem tłumaczyć 50 stron tekstu specjalistycznego z psychologii na zakończenie nauki z angielskiego i rosyjskiego.
Czy te wymogi przestały obowiązywać na polskich uczelniach?
Wymogiem na stopień doktora był egzamin państwowy z języka zachodniego.
Dlatego zdziwiła mnie swego czasu nieznajomość tegoż przez niektórych doktorów prawa zresztą……
Co do rankingów uczelni…..
Ponoć ponad 90% publikacji naukowych powstaje w języku angielskim.
Native speaker nie musi się go uczyć, by korzystać ze źródeł…
Za lat kilkadziesiąt być może, powszechnie w nauce może być używany chiński?
Ps.
Takie skojarzenie.
Absolutorium bez obrony pracy magisterskiej traktowano przynajmniej w oświacie jako wykształcenie wyższe zawodowe, były nawet odpowiednie widełki płacowe w tabeli wynagrodzeń.
Stąd może casus Kwaśniewskiego swego czasu, któremu odmawiano posiadania wykształcenia wyższego……
Redaktorze.
Kiedy Fabio Cappelo zostal trenerem Anglii,niemal cala „murdochowska”prasa ubolewala ze nie zna angielskiego.
Wtedy to Jeremy Thompson ze Sky, w prime time, pozwolil sobie powiedziec cos takiego: Mr Capello zna trzy jezyki obce.Nie kazdy anglik moze to o sobie powiedziec.
Wniosek jest jeden-uczyc sie.
I znowu nasz realizm – my! Nikt nam nie powie co my mamy robic.j`aime powiem po francusku – moze mnie sluchaja tamze.
Z Uklonami
Moim zdaniem znajomość języków u polityka to raczej sprawa drugorzędna, powiedzmy że dodająca jakąś wartość do ogólnego wizerunku polityka, ale nie wartość decydującą. Politycy z najwyższej półki i tak oficjalnie wypowiają się w języku ojczystym, tłumaczonym przez oficjalnego tłumacza. Po pierwsze chyba ze względów prestiżowych, a poza tym żeby unikać wszelkich niejasności i dwuznaczności (o fopasach nie wspomnę), jakie mogą wyniknąć z niedoskonałej znajomości języka obcego.
Swoją drogą nie rozumiem jak ktoś, kto legitymuje się dyplomem magistra może nie władać żadnym językiem obcym. Lektorat był kiedyś obowiązkowy (a teraz ? – chyba też jest). Taki europoseł Ziobro czy europosłanka Seneszyn musą mieć w indeksie zaliczenie z lektoratu, a więc coś tam powinno zostać w głowie, nawet przy zaliczeniu na 3=. No chyba że Ziobro chodził na lektorat z rosyjskiego, i teraz woli raczej podawać się za niekumatego w żadnym języku obcym.
Pozdrawiam
Tak, zgadza się. Politycy w naszym kraju nie bardzo radzą sobie z ojczystym językiem, a co dopiero z językami innych nacji. A szkoda, bo taka bezpośrednia komunikacja miedzy politykami, pozwala na budowanie bardziej osobistych relacji z liderami z innych państw. To jest bardzo pomocne. W tym miejscu przypominam sobie wystąpienie Lecha Wałęsy w amerykańskim parlamencie. Znamienne, że oklaski rozlegały się dopiero po tłumaczeniu. Nikt tam nie rozumiał prezydenta „on-line”. Bezpośrednie i osobiste związki polityków, mają przełożenie na relacje między krajami. U nas póki co idzie kiepsko, choć już od kadry mianowanych urzędników wymaga się znajomości języka przynajmniej na poziomie B2. Ale nie od liderów. Oni mają tłumaczy. Może to jest przyczyną nieporozumień na linii Wilno-Warszawa. polska strona tłumaczy, że pozwala na litewską pisownię nazwisk, ale…. bez uwzględniania form właściwych dla mężatki, panny i mężczyzny. Coś jak w czeskim: mąż to Pepik, ale jego żona to Pepikova. Jak ją nazwiemy też Pepik, to tak jak u nas Pan Kowalski i pani Kowalski, a nie Kowalska.
Co do „donosicielstwa”. Jacobsky pisze, że nie kapuje. Sorry, ale tu nie chodzi o kolaborację z przeciwnikiem, ale pomoc sojusznikowi. Jak do cholery ma działać policja czy inne służby, jeśli nikt nic nie widział, nic nie słyszał? To może nie dzwońmy na pogotowie, kiedy widzimy wypadek, no bo przecież nie kapujemy. Co będę podawał rysopis sprawcy, który rozjechał pieszego na pasach, albo złodzieja, który okradła sąsiada ( a dobrze mu tak, bo jest zbyt zarozumiały). Zamknijmy się w swoim świecie, a jak nas dotknie nieszczęście, to sarkajmy na nieudolność władz. To oczywiście ich wina.
W polityce znajomosc jezyka angielskiego jest wazna o tyle, ze z jej pomoca mozna porozumiewajac sie ze swoimi kolegami politykami z innych krajow. To tak oczywista oczywistosc, ze znajomosc tego jezyka powinna stanowi pierwszy element przesiewowy dla aspirujacych politykow w erze globalizacji. Nie sadze, ze polscy parlamentarzysci europejscy bez znajomosci angielskiego sa w stanie cokolwiek zdzialac w Brukseli. Odwracajac sprawe, znajomosc niemieckiego badz francuskiego nie jest tak niezbedna dla reprezentacji UK, bo jezykiem urzedowym w Brukseli jest jednak angielski. Fakt, ze wiekszosc polskich politykow jest tylko polskojezyczna (a czasem nawet to jest problematyczne), swiadczy jedynie o tym jak glebokim zasciankiem jest Polska, nawet na tle krajow ktore Polacy zwykli uwazac za zacofane. Niestety, uplynie duzo czasu zanim do polityki w Polsce beda rekrutowane osoby, ktore oprocz walorow przywodczych w kraju, beda rowniez dysponowaly ogolna erudycja. Na razie, patrzac na panteon polskich liderow zwyczajnie wstyd. Nadchodzace wybory niestety tez niczego nie zmienia.
Kartka z Podrozy 17.28
Cholerna idiomatyka. „To give somebody credit” znaczy rowniez: zrobic grzecznosc, zaczac od dawania bez zobowiazan, zaufac od pierwszego slowa, dac kredyt zaufania, taki bezzwrotny kredyt sympatii. Od tego zaczyna sie kazda rozmowa. Male, ale ulatwia zycie. A wyciagniecie dloni, otwartej, bezpiecznej bierze sie z gestu pozdrowienia, juz od prastarych czasow. To sa takie zasmarkane niuanse, ktore pojac mozna mieszkajac w srodowisku. Bardzo ladnie tlomaczy to „mw” w swoich tekstach, n.p. o 10.44.
„Give me a credit” znaczy: zaufaj mi, wierz mi.
„Tym niemniej chyba przeceniasz charakter naszych rozmów. To są tylko pogaduszki a nie miejsce zbawiania świata.” Gdybys tu przyjechal, mialbys takie „pogaduszki” na codzien i wreszcie dostep do odmiennej kultury, innego widzenia swiata. Poczytaj „mw”, on to lepiej objasnia.
„Don’t be a smart ass” i daruj sobie ten senat. Po co ?
Pozdrowienia.
@Ryba 25 pisze: 2011-09-03 o godz. 10:36 & z dystansu pisze: 2011-09-03 o godz. 11:14, pan Szostkiewicz, @ XXXX Jedwabne
Przypisywanie mi teorii ze Żydzi są sobie sami winni i porównywanie mnie do nacjonalistów spod jakiegokolwiek znaku jest świństwem na poziomie tych co bezczeszczą pomniki.
Mi przeszkadza opluwanie i bezczeszczenie każdej nacji. Wam nie przeszkadza jak inni są opluwani np. przez Grossow.
Gdy brakło pana Marka Edelmana, Grossy, Ryby25, Z dystansu czy inni nacjonaliści koniecznie muszą namieszać pomiędzy Żydami i Polakami jakby było mało.
Panie Szostakiewicz, proszę przestać wciskać nam poczucie winy ponieważ ktoś coś nabazgrał na pomniku lub w inny sposób zbezczeszcza miejsce dla kogoś ważne. Gdybać tez nie należy bo już nie raz okazywało się ze malowali ludzie najmniej o to podejrzani.
Ja absolutnie nie czuje się winny, ani po paszkwilanckiej książce Grossa czy po napisach anty komuś.
Pewnie dlatego mój wpis jest „obrzydliwy i głupi”
P.S.
Wybory się zbliżają wiec należy, subtelnie dołożyć Palikotowi ?
Kleofas
Oczywiście przyjmuje Twój „bezzwrotny kredyt sympatii” i odwzajemniam.
Mw czytam z zainteresowaniem od wielu miesięcy. Lubimy sobie pogadać.
Pozdrawiam
Znajomośc jezyków – ciekawy temat. Podobno polski papież znał kilkanaście czy ponad 20 obcych jezyków. Jezeli tak było to była to zapewne znajomośc powierzchowna, moze z wyjatkiem włoskiego, którego czesto uzywał. Nieraz ogladam w telewizji obcokrajowców, którzy mówia po polsku. Żaden z nich nie mówi dobrze z wyjatkiem tych, którzy zyja tu kilkadziesiat lat. A i tych mozna rozpoznac po akcencie i uporczywych drobnych błedach. Sadze ze działa to takze w druga strone.
Naprawde dobrze znac mozna tylko jezyk w którym kończyło sie szkoły a w tych szkołach poszczególne przedmioty z ich terminologia.
Poza tym jezyk to rzecz czysto pamieciowa i jego znajomosc nie jest dana raz na zawsze. Można zapomniec również jezyk ojczysty jezeli sie go nie uzywa. Znałem Litwina który osiadł w Polsce w wieku 23 lat. Majac lat 70 nie potrafił juz mówic po litewsku choc twierdził, ze litewski rozumie. Po polsku mówił bardzo dobrze ale ze wschodnim akcentem.
Sam znam nieźle języki angielski i rosyjski. Nieźle to znaczy, że potrafie sie nimi posługiwac w dziedzinach, którymi sie interesuje z racji zawodu i hobby. Próbowałem czytac w oryginale Dickensa i Dostojewskiego i przekonałem sie że nie moge tego nazwac pełna znajomoscia jezyka. Na szczescie sa teraz bardzo szybkie słowniki elektroniczne,których kiedys nie było. Wspomnienia Nancy Reagan zaś byłem w stanie czytac bez słownika ale ona uzywa uproszczonego angielskiego…
Jacobsky 19.42
Piszes tak: „Swoją drogą nie rozumiem jak ktoś, kto legitymuje się dyplomem magistra może nie władać żadnym językiem obcym.”
„Wladac” to miec sny w tym jezyku, klac kiedy Ci nagle zajada droge, siedziec w barze caly wieczor , gadac z ludzmi i nikt nie zauwazy zes obcy. To tylko o jezyku mowionym. Dyplomem magistra, po kilku latach, mozna tu sobie pupcie wytrzec. 40 lat w obcym kraju to ciagla wycieczka i nauka.
Widzialem wielu magistrow po rosyjskim IMD, ktorzy nie umieli poprosic o hamburgera. Widzialem oficerow US Army, po superintensywnym rocznym szkoleniu jezykowym, ktorzy jednego slowa nie umieli powiedziec bez razacego akcentu choc biegle mowili n.p. po polsku czy rosyjsku.
Zeby wladac, trzeba sie w pelni asymilowac. „Wzhivatsa”. W kulture, codzienne zycie, dziedziny wiedzy. Trzeba miec doskonaly sluch (mowiony).
Zapytalem o dr Brzezinskiego. Do tej pory ma miejscami polska intonacje. Tylko w wyjatkowych przypadkach traci sie „linie papilarne” ojczystego jezyka.
„Wladac” to wielkie slowo. Nigdy bym sie nie osmielil wyrokowac kto zna a kto nie. Tylko zarozumialy balwan zasiadzie i bedzie osadzal.
Chemisian 20.13
Skad Ty sie madralo wziales ? Pierwszy raz wszystkimi czterema lapami podpisalbym sie pod cudzym (Twoim) tekstem. Doskonale !
Te Sejmowe dygnitarze to panopticum jezykowego kalectwa. Nie uwazasz, ze zasluguja na przepierke ? Zamiast oceniania ich jezykow obcych, ktorych sami przecie nie znamy ?
@Ossa pisze:
2011-09-06 o godz. 12:48
Po angielsku mówią bez problemu np: Belka, Rosati, JK Bielecki, Czesław Bielecki, Kwaśniewski, Cimoszewicz, Krzaklewski, Buzek, Rotfeld, Olechowski, Balcerowicz.
Mieszasz bardzo różne poziomy znajomości angielskiego. Belka OK, Rosati bardzo dobrze, JK Bielecki z dużą ilością błędów i fatalną wymową. Byłem też świadkiem jak nie rozumiał dyskusji, Czesław Bielecki nie wiem, Kwaśniewski ze swadą ale źle – pełno błędów, Cimoszewicz bardzo dobrze, Krzaklewski nie słyszałem, Buzek – kompromitacja Polski, często nie rozumie co mówią wokoło, w każdym zdaniu błędy. Rotfeld – szkolnie ale OK, Olechowski bardzo dobrze, Balcerowicz bardzo dobrze.
P.S. Jestem urzędnikiem Kancelarii Premiera – naturalnie dwujęzycznym po amerykańskiej szkole średniej.
P.S. No i jeszcze „szlifujący i robiący postępy” Premier. Zapomnijmy. To żart.
Zgadzam się z Jacobskym i trochę nie zgadzam.
Na najwyższych szczeblach rozmawia się przez tłumacza oczywiście, choć nie zawsze, jak politycy znają wspólny język dobrze, często nawet na oficjalnych spotkaniach rezygnują z tłumacza co pozwala im na swobodniejsza wymianę myśli.
A politykę się często kształtuje na nieoficjalnych spotkaniach, trudno tłumacza do sauny zapraszać.
Gdyby L. Kaczyński znał angielski, nie latałby tak często na Litwę bez sensu, tylko odwiedzał i inne kraje, może byłby bardziej otwarty na świat?
To nie jest żart co piszę.
Słyszałem, że sukces w nauce angielskiego odnoszony przez Skandynawów czy Holendrów, gdzie 90% biegle mówi po angielsku jest skutkiem nie lektorowania filmów w telewizji, ciekawe.
Może warto ustawowo zakazać czytania filmów przez lektora w naszej Telewizji Publicznej w ramach misji?
To też nie żart.
@Kleofas: Podejme się oceny angielskiego Zbiga Brzezińskiego. Jest to oczywiście język angielski znakomity i bezbłędny, mający jednak pewne specyficzne cechy. Po pierwsze jest bardzo precyzyjny – bardziej niż przeciętna. Po drugie bardzo oficjalny – nawet w wypowiedziach prywatnych i luźniejszych. Brzeziński mało odwołuje się już nie tyle slangu co nawet popularnych zwrotów frazeologicznych.
Akcent , choć nie tak ciężki jak np. u Kissingera od razu zdradza go jako osobę nieurodzoną w USA.
Fantastycznie pisze – prosto, precyzyjnie, nawet wtedy kiedy jego prognozy polityczne mają się po latach kompletnie nie sprawdzić – czyli w blisko 100% przypadków :-). Ale jakim językiem…
Powiastki z Ameryki jak zwykle toporne. Szkoda było wydać 100 dolarów, a dowiedziałby się co myśli o jego pisaniu prawdziwy krytyk literacki. Taki co to ocenia czy się nadaje do druku. Miał Kleofas ambicje , ale na chęciach się skończyło.
Jak nie włożysz to i nie wyjmiesz. Za darmo takich rzeczy się nie robi.
Może i lepiej, mógłby się przez krytyka załamać , popaść w depresję, zamknąć w domku nad rozlewiskiem i przestać pisać…
Nawyk pisania z roboty mu został i musi . Pisać , oceniać , udowadniać , że nad Wisłą to same durnie… Jak nie dowali codziennie to chory…
Z kawiarni zasłyszanych opowieści nie donoszą .
Tematów brak .
Czasy się zmieniły.
Nawyk został.
Pogarda została.
Pisanki Kleofasowe zostały.
Będzie fajnie jak opublikują.
Za darmo. Na zawsze . Do końca świata i jeden dzień dłużej.
Give me a credit …
Fascynacje wielojezycznoscia politykow wspaniale skomentowal kiedys Winston Churchil ktory powiedzial:
„Boje sie politykow mowiacych wieloma jezykami, poniewaz zazwyczaj niewiele maja do powiedzenia”
Znajomosc jezykow obcych jest potrzebna,szczegolnie poslom do Parlamentu Europejskiego,ale z drugiej strony po co? Polscy politycy maja trudnosci w jasnym komunikowaniu sie miedzy soba w jezyku ojczystym a co dopiero w jezyku obcym,oczywiscie nie wszyscy to bylo by klamstwo.Jarek Walesa biegle wlada angielskim,mieszkal i uczyl sie w USA.Jezyk angielski nalezaloby nauczac od przedszkola,dzieci najlatwiej sobie przyswajaja i bedzie po klopocie.
Panie Redachturze! Wymaga Pan biegłej, a przynajmniej dobrej znajomości języków obcych od naszej elity politycznej. A może elyta polityczna podciągnęłaby się w języku polskim, dla większości ojczystym. Pewnie ktoś powie: „Oj tam , oj tam, przecież każdy ich rozumie” A ja często ich nie rozumiem …
Henio 22.44
Czyli – zgodzilibysmy sie, ze dr Brzezinski wlada angielskim a jego sformulowania sa wysoce precyzyjne i oszczedne w formie. Zeby doprecyzowac – jest to nie tyle akcent, ile intonacja. Wydaje mi sie, ze akcent to bardzo ogolne okreslenie. Intonacje Brzezinski ma czasem polska. Przesluchalem min.Rostowskiego. Nie znam British English ale mysle, ze w jego przypadku nawet intonacja jest angielska.
Intonacja, kiedys.byla zaniedbywana w Polsce. Podobnie jak fonetyka. Wydziwiali nad spolgloskami ale samogloski zostawiali samopas. A przeciez w angielskim wlasnie samogloski (rozumiane po polsku) decyduja o tym jak sie mowi. Pewno teraz jest znacznie lepiej. Ponadto, trzeba miec sluch absolutny, zeby sie nauczyc. Zaloze sie, ze dr Brzezinski nie spiewa. Z drugiej strony, kiedy pojechal do Rosji (czy to byl on ?) z Schulzem, na spotkanie z Shervardnadze, obaj zespiewali mu „Georgia”. Podobno „kupili go z kosciami”…
I teraz, w probach oceny jezyka, musielibysmy zdecydowac o jakim jezyku rzecz. Tu polecialyby podrozdzialy…Nie czas i nie miejsce.
Oszczednosc slow Brzezinskiego, ktora podkreslasz, warto by implementowac do Polski. Pustoslowie panuje straszne. Ozdobniki, przenosnie, epitety, porownania zastepuja czesto tresc. Slucham dla rozrywki Sejmu i widze co sie dzieje. Chyba jest gorzej niz przed laty.
Do tego – wyrazy i zwroty obce. Odnosi sie wrazenie, ze polski zaniknie. Moze dlatego nie jest wart zachodu ?
Mala osobista prosba: posluchaj na you tube poslanki Beaty Kempy. Co to jest ? Intonacja ? Modulacja ? Fonetyka ? Parszywe, ale nie umiem okreslic.
Dziekuje. Napisz jeszcze
Henio!
Zwracam Ci uwagę, że Ossa napisał(a) tylko tyle, że oni „mówią bez problemu”. Nawet nie sugerował(a), że otoczenie ich rozumie, albo że oni rozumieją co się do nich mówi.
@wiesiek59 pisze:
2011-09-06 o godz. 18:23
***Absolutorium bez obrony pracy magisterskiej traktowano przynajmniej w oświacie jako wykształcenie wyższe zawodowe, były nawet odpowiednie widełki płacowe w tabeli wynagrodzeń.***
Z tym masz absolutnie racje. Ja zaczynałem w takiej sytuacji i dopiero o dwóch miesiącach dołożyłem dyplom magisterski – był zaraz dodatek.
***Stąd może casus Kwaśniewskiego swego czasu, któremu odmawiano posiadania wykształcenia wyższego??***
Tu się mylisz i to bardzo! Nikt nie odmawiał Kwaśniewskiemu tych studiów, ale to on publicznie skłamał twierdząc, że ma dyplom magistra – słyszałem to na własne „okulary” w telewizji, dlatego przestałem go szanować zupełnie. Po cholerę było mu to kłamstwo? Był tak bezczelnym, że nie przypuszczał, iż zostanie zdemaskowany? To w kraju, gdzie kiepski elektryk był prezydentem? Nikt nie wymagał od niego przedstawienia dyplomu przy kasie kancelarii Prezydenta.
Traktat o językoznawstwie
Bardo ciekawa jest dyskusja o znajomości języków – obcych i swojego. Nie pamiętam już czy czytałem traktat, którego tytuł tu wymieniłem. Napisał go znakomity znawca języka zbrodni i grozy (oraz Gruzji) – niejaki Jussef Wissarionowicz Dżugaszwili.
Sam mam co najmniej dwa języki ojczyste. Żartuję zawsze, że jeden to „ojczysty” (polski) a drugi „macierzysty” (Muttersprache – niemiecki). Jest to oczywiście bzdura, bo języki te – oba – znali obydwoje rodzice, z domu jeden, ze szkoły drugi. Dołożyłem szkolny i życiowy trzeci – francuski – i znałem drobiazgi angielskie i rosyjskie. To ostatnie pomogło mi przy raporcie Millera – te wszystkie „wulg., wulg….” z raportu zrozumiałem w oryginalnej wersji.
Najmniej znam włoski, ale do turystyki wystarczyło mi kilka wyrazów związanych z kodeksem drogowym, a do wyjaśnienia sporów z Włochami takie słowa jak „cretino, imbecile, idioto…”. Trudno mnie nazwać poliglotą, ale „niemym” też nie. Do turystyki wystarczyły absolutnie moje umiejętności i to na obu półkulach, ale w karierze zawodowej (międzynarodowej) poważnym brakiem była moja słaba znajomość angielskiego. Uważam też, że nie wolno wysłać polityka bez dobrej znajomości angielskiego. Ziobro źle się czuje w Brukseli i dlatego przeważnie jest w Polsce, a prezesa chyba nie posłuchał i się nie uczy.
Widziałem i słyszałem prawdziwych poliglotów. Pewnego razu oprowadzałem służbowo kilku naukowców niemieckich po Krakowie i weszliśmy do Collegium Maius. Oprowadzał nas i kilku innych obcokrajowców dyrektor muzeum, prof. Estreicher. Opowiadał nam dzieje tego miejsca i historię uczonych z wojny przechodząc płynnie na te znane mi języki, w których mogłem go skontrolować, gdy zwracał się do różnych osób. Byłem zachwycony i zawstydzony, że ja aż tak nie potrafię w tych moich trzech, a on w czterech. Często byłem wykorzystywany do tłumaczenia PL-DE (w obie strony), służbowo i prywatnie. Miałem drobną wpadkę w Sanssouci, gdy popiersie Fryderyka nazwałem „biustem” (Büste), wycieczka się bardzo ucieszyła. Miewałem też problemy podobne do kłopotów tłumacza Wałęsy, gdy VIP?y „pier….” byle co, a ja miałem tłumaczyć. Wtedy miałem chęć postępowania jak chiński tłumacz w znanym dowcipie: co pół godziny krótko: „Czang” i na koniec długiego przemówienia: „Czang, czang”! Nie znający dowcipu nie dowiedzą się więcej ode mnie, zapomniałem narzecze kantońskie.
parker,
masz rację, że politykę „robi się” również nieoficjalnymi kanałami. Trudno np. grać w golfa, polować, spacerować czy łowić ryby niby prywatnie, we dwóch/we dwoje, ale w wymuszonym towarzystwie tłumaczy. Czar kontaktu interpersonalnego raczej pryska w takich okolicznościach.
Pomysł z telewizją dobry. Przy dzisiejszych technikach cyfrowych można pokusić sie przynajmniej o danie widzowi wyboru, jak to jest na DVD.
Pozdrawiam
Kleofas,
moim zdaniem „władać” to nie jest aż tak wielkie słowo jak sugerujesz.
Pozdrawiam
Mieszkam poza Polską i sporo w swoim życiu podróżując posługiwałem się różnymi językami nie znając ich oczywiście tak, jak autochtoni. Jest różnica między znawstwem a umiejętnością posługiwania się obcym językiem. Uważam, że przesadne jest wartościowanie kogokolwiek miernikiem językowym – znam wiele osób niezwykle mądrych, a kompletnie pozbawionych zdolności lingwistycznych. Redaktor Knapik postąpił obcesowo, a po Palikocie to spłynęło. Ten fragmencik medialnych obyczajów pokazał nędzę relacji IV.władza – pretendent do niej. Zastanawiam się nad takim młodym dziennikarzem: jakiż kapitał zbija facet „wysypaniem” głupiego ale poczciwego Węgrzyna, czy „sprawdzaniem” intelektu ekscentrycznego milionera, któremu wcale nie trzeba udowadniać braku V. klepki. Ale to nie tylko Knapik, w mediach zapanowało totalne chamstwo, na którego tle coraz mniej „dziennikarskiej arystokracji”, jak to elegancko określił T.Lisa gen.W.Jaruzelski.
Dzisiaj pojawiły się rewelacje Wikileaks nt. „dyplomacji” polskiej za czasów Anny Fotygi. Wewnętrzne opinie dyplomacji amerykańskiej o sposobie prowadzenia polityki zagranicznej za czasów PiS nie pozostawiają złudzeń. Niekompetencja, zwlekanie, brak pomysłów, samodzielnego myślenia dyskredytują p. Fotygę.
Ale angielski podobno znała nieźle… I jeszcze ponoć inteligentna, należy do Mensy (czy to prawda?)
Nie neguję konieczności znajomości języków wśród naszych przedstawicieli, ale… Pewnych rzeczy już nie przeskoczymy. Za komuny języków zachodnich uczono przez 4 lata liceum w wymiarze 2 godz. tygodniowo. Jeżeli ktoś potem nie wyjechał na kilka lat za granicę, to kompetencje językowe gubił. Nie ma się co porównywać choćby z Norwegią, gdzie angielskiego uczą ponoć od przedszkola w wymiarze 5 godz. tygodniowo.
No, i przykład p. Fotygi: ani znajomość angielskiego, ani inteligencja nie uczynią z nikogo męża (czy też żony) stanu…
Ze znajomością języków wśród polityków jest w Polsce tragicznie. Mam jeszcze w pamięci śp. Lecha Kaczyńskiego, który wyczarterował samolot (kosztem podatnika) do Brukseli, tylko po to, żeby tam poklepywać polityków po ramieniu i usiłować rozmawiać na migi. A zamiast odrobiny skromności – nadęta pycha. Jego brat nawet nie usiłuje udawać, że zna jakiś język poza polskim, ale pycha taka sama. A najgorsze, że ciemny naród to kupuje.
@Indoor_prawdziwy :
Bingo 🙂
Dziś dopiero, po wypowiedzi Fundacji Helsińskiej, zwróciłem uwagę na odmowę emisji spotów nowej „Gazety Polskiej Codziennie” (i na sam spot). I obejrzałem ten spot (o samobójstwach).
Myślę, że lepszej reklamy, przez odmowę reklamy, nie mogli zrobić gazecie. Przecież na takie banialuki nikt by chyba nie zwrócił uwagi. A teraz znowu biją pianę… Jak u Szwejka…
Wszystko to dupa.
Bartosz Janiszewski to był gość.
Ale to była komuna.
Facio nadawał z Paryża.
pozdrawiam.
Występ lidera zespołu Behemoth Nergala czyli Adama Darskiego w muzycznym show TVP2 budzi nie tylko kontrowersje, ale też coraz więcej protestów. Biskup włocławski Wiesław Mering wystosował odezwę, w której napisał, że ten „bluźnierca, satanista i miłośnik wcielonego zła dostanie do dyspozycji ekran publicznej telewizji, by łatwiej mógł głosić swoje trucicielskie nauki”. Biskup pisze, że jeśli wszelkie inne formy protestu nie przyniosą skutku, to w apel można włączyć się poprzez obywatelski protest niepłacenia za abonament.
http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?wid=13750857&kat=1342&title=Ostre-slowa-biskupa-To-bluznierca-satanista-i-milosnik-wcielonego-zla-oprotestowac-go
Światopogląd a Sprawa Polska……
Przecież wierni mają pilota?
Tak to jest kiedy rękami Państwa kościół chce załatwiać własne- dziwne często interesy i fobie biskupów rzutować na Kościól Powszechny…..
Skoro o wladaniu jezykami, to mam pytanie skad roznica w sformulowaniach uzytych przez Gospodarza:
1. … iż włada czteroma.
2. …mówiącego biegle czterema językami.
Nie czepiam sie, czuje, ze tak jest OK, ale nie mam pojecia dlaczego raz jest czteroma, a raz czterema?
Antonius pisze:
2011-09-07 o godz. 11:35
Czang! Czang!!! 😆
Problem w tym ze Polacy niby chca sie uczyc jezykow obcych ale dziwnie sie zachowuja jezeli ktos mowi po angielsku, niemiecku czy francusku w ich obecnosci. Wtedy staja sie krytyczni. Kilka lat temu lecialam do Polski, mieszkam w Kanadzie, w towarzystwie milej pani z dwojka nastolatkow urodzonych w Kanadzie a wiec nie majacych tzw obcego akcentu jaki maja imigranci. Mozna powiedziec ze mowia „czystym” kanadyjskim angielskim. Paniusia siedzaca obok probowala rozmawiac z nimi po polsku a dzieci odpowiedzialy grzecznie ze mowia slabo po polsku. Na to jejmosc to ich matki cos w tym stylu: A to pani nie wstyc ze dzieci pani chowa na Kanadyjczkow a oni to Polacy. Kobieta zaczela sie tlumaczyc ze dzieci chodza do angielskiej szkoly, ze koledzy, ze….. Ale co tam, wlaczyli sie inni znawcy tematu. W koncu ja tez sie wlaczylam i powiedzialam do matki tych nastolatkow zeby sie tym nie przejmowala. Zrobilam to po angielsku. Jednen z panow prawie wrzasnal – O druga Kanadyjka tylko ze z „akcentem”. Mam niewielki „akcent” ktorego sie ani nie wstydze ani nie staram ukryc. Ale co tam, nie podobalismy sie panstwu z Polski. Nie wiem jaki byl ich poziom angielskiego. Mam wrazenie ze niski bo ich kultura tez byla niewysoka
Aż mi się przypomniały słowa z „Kariery Nikosia Dyzmy”: „A ja, z trzema językami, rumuński perfect!(…)”. Nie znam wszystkich wyborców, dlatego mówię tylko za siebie: ja osobiście zwracam uwagę na znajomość języków. Może dlatego, że jestem młody i wiem, że bez znajomości języków nie mam szans na dobrą pracę? A może dlatego, że ode mnie wymagana jest znajomość angielskiego od gimnazjum już? Obawiam się jednak, że problem języków przez Pana zauważony jest oznaką czegoś gorszego: braku kultury politycznej. Bo jakby nie patrzeć, na tym polu też bardzo nam daleko do polityków zachodnich. W którym państwie europejskim największa partia opozycyjna nie brałaby udziału w debatach? A dziś usłyszałem wypowiedź posła PiS: „Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie uchylało się od konfrontacji”. Toż to po prostu żenujące, kłamać prosto w oczy (kamerę?). Wiem, że na kłamstwie cała polityka stoi, ale nie na tak rażącym!
Drugi objaw braku kultury świetnie opisała pani Redaktor Paradowska ( link http://paradowska.blog.polityka.pl/2011/07/25/czego-mozna-nauczyc-sie-do-norwegow/). Polityków nie interesuje sprawa, jaka się wydarzyła w kraju, tylko to, co mogą na niej ugrać. To boli, a najboleśniejszym przykładem jest przekuwanie nekrologów na plakaty wyborcze.
Szanowny Gripsie!
Jeśli jakiś poseł PiS twierdził, że ?Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie uchylało się od konfrontacji? to zapewne tak mu się wydaje. Czy ja wiem, czy to kłamstwo? Szczególnie, że PiS cały czas się zarzuca, że prze do konfrontacji, zaś Jarosławowi Kaczyńskiemu to, że dopiero się czuje dobrze jak komuś trzeba przywalić (z czego nie wynika że w tej roli się sprawdza szczególnie korzystnie lub skutecznie).
Załóżmy że to kłamstwo. Czy szczególnie „rażące”? Przecież gdyby naszym politykom nos urósł chociaż o milimetr przy okazji każdego kłamstwa, to trzeba by kupić takie ośmio-metrowe limuzyny i to na wszelki wypadek z uchylaną szybą przednią.
fajny spot o Bandzie Czworga
http://www.4shared.com/video/nOP2iD_g/Ballada_o_bandzie_czworga0332.html
@ANCA_NELA pisze:
2011-09-07 o godz. 17:57
Dziękuję za druzgocącą krytykę moich tekstów, ale z tym podwójnym „czangiem” trochę antycypowałaś. Nastąpi niebawem z przyczyn niezależnych ode mnie, ale na razie zachowuję sobie prawo do pojedynczego „czanga”.
POZDROWIENIA!
@Adam2222, spot dowcipny, ale niech Korwin pozostanie w opozycyjnym tle – przymiotnikiem NOWA (opozycja) 70-letni choleryk i prześmiewca średniego intelektu niech nie bałamuci.
@Indoor_prawdziwy
Dla mnie jest ono szczególnie rażące, bo wszystkie media trąbią wszem i wobec, że PiS wypiera się debat, a ten w mówi to, co mówi. Być może jestem nadwrażliwy na kłamstwa (tak mnie po prostu wychowano, nie wolno kłamać). Nie mniej jednak posłowie PiS wodzą rej w kłamstwach. A chyba „najlepszym” w tych zawodach jest poseł Hofman. Po prostu rozłożył mnie na łopatki gdy stwierdził, że jego wypowiedź o PSL została „zmanipulowana”. Powtarzam, wiem, że polityka w Polsce kłamstwem stoi, ale niech będą one trochę subtelniejsze…
Prezydent ma 70% poparcia mimo, ze jest „niemy”. Od czasu do czasu strzeli gafe lub palnie glupstwo, ale procent trzyma. Obcych mu tlumacza i trwa. To po jaka cholere inni maja sie „wypinac” ?!
Nie jestem „polonizda” to nie wiem jak prezydent umie po francusku. W ogole nie oceniam, bo bym z siebie glupka robil. Ten umi, tamten nie, ten troche lepiej, tamten gorzej. „Jednego ważnego dziś polityka mówiącego biegle czterema językami” moglbym wskazac, gdybym sam znal cztery. I to – bardzo dobrze ! Bo przeciez bralbym sie do ocen.
To lepiej leb popiolem posypac i zajmowac sie polskim, ktory znam i lubie.
W ramach „coś na wesoło”……
Czy ktoś w świetle poniższego będzie jeszcze narzekał na biurokrację w Polsce?
Przed siedmiu laty lekko zaszantażowaliśmy szefa KE, pana Barroso, że jeśli nie poda nam wykazu tych komitetów, to będziemy głosowali przeciwko niemu, a akurat brakowało mu niewiele głosów, by zostać przewodniczącym Komisji. Przypuszczaliśmy, że komitetów jest ok. 300. W przesłanym przez niego wykazie figurowały dokładnie 3094 komitety robocze, które mają własną linię budżetową, sekretariat, ekspertów.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Komisja-Europejska-Polska-nie-ma-dostepu-do-morza,wid,13765595,komentarz.html
Grisp! Jako, że sam twierdziłeś, że skończyłeś gimnazjum, więc jesteś młodym człowiekiem. Jeśli dla Ciebie fakt, że ktoś mówi co innego, niż media twierdzą jest dowodem na to, że ów ktoś kłamie, to jesteś w błędzie.
Co do tego, że poseł Hofman bredzi, robi z siebie głupka naginając fakty, reinterpretuje prawo, przeinacza rzeczywistość (w tym własne wypowiedzi interpretuje w sposób dowolny) to się zgadza. Robi to dosyć mało wysublimowany sposób,ale trzeba pamiętać, że mówi do własnych wyborców a oni wszystko mu przebaczają. Dla pozostałych będą to rażące brednie.
Naturalną reakcją dla tej części publiczności, która nigdy na pana posła Hofmana nie głosowała i nie zagłosuje, będzie maksimum wzruszenie ramionami.
Natomiast zupełnie inną sprawą jest czy „jego wypowiedź o PSL została ?zmanipulowana?. Otóż jeśli jego wypowiedź rzeczywiście dotyczyła PSL, to oczywiście została zmanipulowana. Media bowiem ten „drobny” szczegół, mianowicie to, że wypowiedź dotyczyła PSL – zapomniały przekazać przy okazji jak trąbiły przez kilka dni o tym, że poseł Hofman obraził „chłopów” (z okazji dożynek – podejrzewam). Ja w każdym razie, który mało się interesuje wypowiedziami posła Hofmana tak zostałem poinformowany.
Dla mnie zresztą zdanie Hofmana „Z PSL-em to jest tak, że te chłopy wyjechali ze swoich miasteczek, wsi, trafili do Warszawy – zdziczeli, zbaranieli: tańczą, śpiewają … ” jednoznacznie jest obraźliwe dla chłopów jako takich, ale to nie Ci powinni o to się dopominać, którzy kiedyś wyjechali ze swoich miasteczek, wsi, trafili do Warszawy – zdziczeli, zbaranieli: tańczą, śpiewają.
wiesiek59!
Napisałeś coś na wesoło. Świetnie. Ja sobie pośmiałem się. Zdajesz sobie sprawę
1. ile to kosztuje?
2. Kto za to płaci?
3. mamy nową kastę rządzącą: europolitycy. Głowę dam, że kolejna generacja już etaty dziedziczy. Wystarczy utrzymać poziom nauczania języka obcego w kraju na obecnym poziomie a jednocześnie stawiać jak najbardziej uzasadnione wymagania wobec urzędników w Brukseli co do poziomu znajomości języków. Najlepiej minimum 4.
Na odcinku frontu „Polityki” sytuacja Propagandy Prorządowej przedstawia się pomyślnie: rządzący zostali pochwaleni, opozycja zaś zganiona. Nie mniej jednak w obliczu zbliżających się wyborów należy dokonać poważnego wysiłku mobilizacyjnego, Włodzimierz Sokorski.
Indoor_prawdziwy pisze:
2011-09-08 o godz. 14:09
Nieśmiertelne pytanie qui bono zostało doskonale w tekście wyjaśnione.
Co do biur, diet, etatów, Prawa Parkinsona się kłaniają. Żadna machina biurokratyczna nie zrezygnuje z istnienia, koncentracji władzy, pieniędzy.
Powyżej 300 osób zaczyna funkcjonować sama dla siebie.
W Polsce najlepiej widać to na przykładzie Armii. Te sztaby, samochody, lampasy. A w tle wielkie nic……
Jak to szczerze poseł Kłopotek chyba powiedział- nasze dzieci też muszą gdzieś pracować…
Jak się kończy dynastyczność w polityce najlepiej widać na przykładzie Grecji, Rodzina Papandreu ma się nieźle…
Choć rodzina Kwaśniewskich przy władzy byłaby ciekawym pomysłem….
Do Zezem. Celuje w tym M.Olejnik, szczególnie gdy gości u siebie w „kropce” kogoś mądrzejszego od siebie.
Przepraszam, nie odpowiadalem, bo czekalem co nowego Henio wniesie. Pewno, ze nie jest. Mozna go uzyc zaleznie od kontekstu, realiow itp.
Wiem, ze jestes trojjezyczny i czekalem na wiecej od Ciebie niz wazenie „wladac”. Dyskusja zeszla na osobiste umietnosci. Tymczasem ja trzymam sie tematu: Jak ktory z politykow mowi i ocena. Razi mnie zarozumialstwo oceniajacych. Bardzo ladnie, rzeczowo, dal swoja ocene, poza Heniem, Chemisian 20.13.
Dziwie sie, ze red.Szostkiewicz poszedl na oceny. Zanim oceniasz, daj kryteria i wymagany poziom. Jak mozna sie do tego zabierac ad hoc, w felietonie ?!
Kiedys, kiedy „wylozyl sie” na „kolorowym” (pieknie poparla mnie tu Helena), nie mialem litosci. Teraz bierze rewanz mowiac, ze pisze „topornie”. Pewno,ze topornie ! Nie mam ambicji Felietonisty i rzecz jest o jezykach, nie o moich wypocinach. Napisz cos madrego. Pozdrawiam.
Mała uwaga dot. NIEMYCH POLITYKÓW, a szczególnie oceny ich „niemoty”.
Zarówno w tekście red. Szostkiewicza jak i w komentarzach wielu P.T. Blogowiczów zauważyłem istotne NIEZROZUMIENIE pewnych elementów tej sprawy.
Otóż nieuprawnione jest porównywanie języka angielskiego (i każdego innego w innych przypadkach) osób urodzonych w kraju anglosaskim (jak Rostowski) lub żyjących tam od 10. roku życia (jak Brzeziński) z angielskim polityków, którzy mówią angielskim jako językiem nauczonym, nabytym w dojrzałym wieku. To zupełnie inna para kaloszy: język właściwie ojczysty (nawet jeśli w domu rodzice mówią po polsku, to szkoła i grupa rówieśnicza mają wpływ decydujący na język dziecka) – to coś zupełnie innego niż język nabyty.
Następna kwestia: czym innym jest poprawność gramatyczna i słownictwo (czego można, w rozsądnych granicach, wymagać) od idiomu, akcentu, intonacji i ogólnie prozodii języka nabytego – czego wymaganie jest przesadą, a co zresztą stanowi często atrakcyjną „inność”. Nikt nie powinien robić problemów z „nieoryginalnej” wymowy angielskiej/amerykańskiej kogoś, kto języka zaczął uczyć się w gimnazjum i liceum, potem liznął jeszcze na studiach i dopiero po objęciu funkcji, w dojrzałym wieku, poddany został intensywnym kursom dokształcającym. Jak już zauważyli dawno jezuici, język „ojczysty” (tzn. jego wymowa) kształtuje się w czasie pierwszych dwóch „siódemek” życia (tzn. do 14 r.ż.), a pisany – do końca trzeciej „siódemki” czyli do 21 r.ż. (wyjątki geniuszy potwierdzają tylko regułę).
Zresztą, pamiętajmy co powiedział pewien filozof, eseista, publicysta i polityk (nazwiska nie pomnę): „Po co komu znajomość języków obcych? Czy potrzeba aż tylu portierów hotelowych?” (ale był to… Anglosas).
Najzabawniejsze, że egzamin z języka postanowił Palikotowi zrobić koleś, który jest tak samo beznadziejny w te klocki jak Palikot. Totalna kompromitacja Knapika. A komentowany wpis pana redaktora czepliwy i w swojej czepliwości też beznadziejny. Założę się, że pan Szostkiewicz też mówi po angielsku nie jak native-speaker. Zatem, jak widać, jeżeli chodzi o władanie językiem obcym każdemu braki można jakieś wytknąć.
Antonius – 08:59
Czyżbyśmy ten dowcip znali w różnych wersjach?
Ja pamiętam, że chiński tłumacz tłumaczył na żywo przemówienie Gomułki.
Jeden ze słuchaczy nadziwić się nie mógł tak oszczędnemu przekładowi i spytał siedzącego obok ambasadora Chin, co znaczą te słowa? W odpowiedzi padło; ględzi…… przestał
Chciałam się jedynie pochwalić, że znam ten dowcip 🙂
Twoje teksty czytam z prawdziwą przyjemnością. Pociesza mnie, że przyznałeś się do redagowania przed wklejeniem. Ja wpadam w nielicznych, wolnych chwilach, piszę w ramce i uciekam do zajęć albo czytania.
Jestem kobietą pracującą i większa część dnia upływa mi poza domem.
W dodatku ze studiów wyniosłam nawyk skracania, streszczania wypowiedzi – robiło się takie streszczenia na malutkich fiszkach 🙂
W pracy zaś, prowadząc korespondencję też starałam się pisać krótko i bez zbędnych zdań, bo zdawałam sobie sprawę, że jeśli pismo będzie przydługie, to adresat go zwyczajnie nie przeczyta.
Nie udawało mi się także solenne przepisanie tego, co sobie na brudno napisałam, więc pisałam od razu na maszynie i nie poprawiałam.
Robiłam sobie jedynie w punktach wytyczne, jeśli pismo dotyczyło jakiejś skomplikowanej sprawy.
Pozdrawiam.
wiesiek59!
Pozwolisz precyzuję w Twojej wypowiedzi kilka nieścisłości (ciepło,ciepło czty też trafiony – niezatopinony)
1. Co do Armii jako przykładu, która nie zrezygnuje z … pieniędzy. Zwracam uwagę, że min. Bogdan Klich był pierwszym ministrem, który zrezygnował ze sporej części budżetu wojska.
2. Prawo Parkinsona. Raczej Zasada Petera, dokładniej o jego NIEDZIAŁANIU. Jak wiadomo zasada Petera mówi o tym, że w organizacji biurokratycznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego poziomu niekompetencji. Socjologowie (w tym Parkinson) zgadzając się z grubsza trafnością zasady Petera – mają rozbieżne zdania co do skutków, które w wyniku działania zasady Petera następują w organizacji. Zapewne będą różne w różnego rodzaju organizacjach.
Kłopot w tym, że w Polsce zasada Petera przestała działać. Ludzie niekompetentni w sposób rzucający się w oczy, awansują jakby nigdy nic. Jakby przez niedopatrzenie jakiś urzędnik w miarę kompetentny się znajdzie na jakimś stanowisku, to natychmiast zostanie usunięty (jak chociażby sprawa Rządowego Centrum Bezpieczeństwa pod koniec 2009. roku). Przykładów znanych można mnożyć i nie zawsze można wytłumaczyć „normalną” rotacja partyjna” lub „standardowym nepotyzmem”.
Nie wiem czym to tłumaczyć. Ja to sobie wyobrażam tak, że w świecie o jakim piszą Peter czy Parkinson, od organizacji biurokratycznej jednak wymaga się minimalnej przynajmniej efektywności lub skuteczności. U nas media, które same wylansowały polityków i w zamian osiągają realne korzyści finansowe (jak kiedyś szczerze napisał Piotr Wierzbicki „odchodząc ” z „Gazety Polskiej” – „skończył się AWS – skończyła się kasa”) są zainteresowane maksymalnym kryciem układu rządzącego na wszystkich szczeblach administracji państwowej i samorządowej, więc skanalizowana opinia publiczna nie jest żadną realną siła,która by takiej efektywności lub skuteczności wymusiła.
Miałem nie zabierać głosu w sprawie (nie)znajomości języków, ale po wpisie mw. nie wytrzymuje.
mw. Ja się zacząłem języka polskiego uczyć w wieku dorosłym. Fakt, że ponad 40 lat temu 🙂 Nigdy nie miałem ambicji nauczyć się wymowy w sposób doskonały, zdając sobie sprawę, że jest to bardzo trudne lub niemożliwe. Tym bardziej byłem zdziwiony, gdy kilka dni temu pewna pani, z którą ostatnio sporo rozmawiałem przy okazji spaceru z psami, była wielce zdziwiona, gdy przy jakiejś okazji wyszło na jaw, że ja nie jestem Polakiem. Istnieje prawdopodobnie w każdym języku jakaś tolerancja wobec mówiących inaczej. Inna sprawa, że ja dowolnego cudzoziemca złapię na gramatyce, gdy usiłuje po węgiersku przemawiać, a nie robi to od wczesnego dzieciństwa. No ale to taki język …
Co do wyuczonego języka angielskiego. Ja sporo pracowałem jako tłumacz polsko – wegięrski, zawsze lubiłem to robić, ale nie uważałem sprawę za przyszłościową, bowiem nowa generacja już po angielsku… Więc ostatnio pewien polsko-wegierski układ handlowy, dla którego kilka razy pracowałem, postanowiło próbować bez mojej pomocy dokonać negocjacje dostawy pewnego produktu, o zaawansowaniu technologii mniej więcej na poziomie sznurka do snopowiązałki. Okazało się, że mimo iż obie strony znały angielski na przyzwoitym poziomie, negocjacje ja musiałem skończyć przez telefon. Na jakichś szczegółach technicznych wiedza się skończyła… Podejrzewam, że gdyby dla którejś ze stron język angielski był językiem ojczystym, a nie wyuczonym, daliby jakoś radę. A tak to kicha.
Jak dla mnie bardziej znaczenie ma fakt, iz Pan Palikot twierdzi, ze mowi w jezyku angielskim, a jednak nie mowi…. Zenujace, a szkoda, bo cenie go jako polityka. Z wlasnego doswiadczenia wiem – mowie dwoma obcymi jezykami – ze mozliwosc porozumienia sie z druga osoba bez potrzeby tlumacza, to ogromna przyjemnosc, zadowolenie z siebie, uczucia warte podjetego trudu nauki jezyka. Nie wspomne o otwartych mozliwosciach, dostepu do szerszej wiedzy, praktycznosci itd. Ale te wartosci jakos kloca sie z potrzebami naszych politykow.
Pozdrawiam
mw,
masz 100% racji.
O 17.28 bylo do Jacobsky. Przepraszam !
Jako że Bauman jest wielki…..
„Geniuszem Europy jest jej zróżnicowanie językowe, kulturowe i społeczne, owa rozrzutnie wielobarwna mozaika form życia, która sprawia, iż znikomy nawet dystans, jakieś dwadzieścia kilometrów, może być przedziałem między światami… „Europa zginie, jeśli nie będzie stać w obronie swych języków, lokalnych tradycji i autonomii; jeśli zapomni, że >>Bóg jest w szczególe<<".
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75475,10254951,Czego_nas_uczy_centralna_Europa_.html#ixzz1XR6AzvnS
Poziom znajomości języków wśród polityków niestety nie odbiega od tego jaki reprezentuje średnia naszego społeczeństwa. A ta średnia jest niestety taka, że jest to 1 najwyżej 2 języki obce i to przeważnie na poziomie elementarnym (oczywiście wyjąwszy filologów i miłośników języków obcych).
Na marginesie. Widziałem cały ten wywiad i prowadzący nie wzbudził mojego entuzjazmu: nonszalancka mowa ciała wskazująca na znudzenie prowadzeniem wywiadów, częste wchodzenie w słowo przepytywanemu oraz ogólny brak klasy i smaku.
Świetne, rewelacyjne przemówienie Obamy przed Kongresem:
http://www.bbc.co.uk/news/world-us-canada-14847888
ANCA_NELA pisze:
2011-09-08 o godz. 20:27
W pracy zaś, prowadząc korespondencję też starałam się pisać krótko i bez zbędnych zdań, bo zdawałam sobie sprawę, że jeśli pismo będzie przydługie, to adresat go zwyczajnie nie przeczyta.
————————————————————————————-
Moge tylko potwierdzic 🙂 . Przed wielu laty ktos mi dal tez taka rade: pisz krotko i staraj sie to zmiescic na pierwszej stronie. Czas pookazal(i doswiadczenie),ze tak jest.
Indoor_prawdziwy pisze:
2011-09-08 o godz. 20:43
Masz rację, ale z kolei ja doprecyzuję.
Klich te dwa miliardy zaoszczędził nie na etatach, ale na szkoleniach i zakupach sprzętu…….
Co pośrednio uderzylo w naszą zbrojeniówkę.
Ostatnie zaniechanie to rezygnacja z zakupów pistoletów i silników do śmigłowców za kilkadziesiąt milionów, z przeznaczeniem dla kontyngentu w Afganistanie. Motywacja- „bo to ostatnia zmiana”……
Armia pożera własny ogon. Ponad 20% budżetu to wypłaty pensji i emerytur.