Białoruska smuta

Rzadko się zdarza, by czołówki dzienników telewizyjnych w Polsce i poza nią były takie same. Wieczorem 19 grudnia były: Białoruś. Krótko przed wyborami prezydenta jeden z kandydatów pan Niaklajeu dał wywiad naszej redakcyjnej koleżance Jagience Wilczak. Jeśli teraz nie wygramy, zniszczą opozycję demokratyczną – obwieścił polityk. Niestety, nie wygrał, na domiar złego został pobity podczas zamieszek w Mińsku po ogłoszeniu zwycięstwa Łukaszenki.

Były polski dyplomata Marek Bućko, kiedyś wice- ambasador w Mińsku, wzywa Europę w TVN24 do ukarania reżimu Łukaszenki sankcjami. Ale sankcje już były. Jest to więc rada pozorna. Zdradza raczej bezradność.
Na systemy takie jak łukaszenkizm, można by je nazwać niby demokracjami, prawdziwe demokracje nie mają innego pomysłu jak kij i marchewka, mieszanka nacisku, perswazji, obietnic, że jak się poprawicie, to skorzystacie, a jak nie, to radźcie sobie sami, ale lekko wam nie będzie.

To mało romantyczne, więc w mediach na razie przebija się głos takich adwokatów jak Bućko: trzeba twardo, dość obłudy i złudzeń, nie wolno z Łukaszenki robić demokraty. No i raczej nie gadać o Białorusi z Rosją.

A kto robi z Łukaszenki demokratę? Kto w polskiej polityce ma jakiekolwiek złudzenia odnośnie do reżimu Łukaszenki? Myślę, że nikt. Tylko jakie z tego ma dyplomacja RP wyciągnąć wnioski? Z kim grać? Bo przecież nie w pojedynkę. Z Unią, z Niemcami, to jasne, ale czy też z Rosją, bo Rosja zdaje się wciąż kluczowym graczem w grze z Białorusią? Kogo i jak wspierać, skoro lider opozycji wieści jej zniszczenie?

Może by też wziąć pod uwagę realia, układ sił w Białorusi, rozmiary poparcia dla dożywotniego już chyba prezydenta i rozmiary poparcia dla opozycji. Nie sugeruję, by o opozycji zapomnieć, ale by na nowo, w świetle niedzielnych powyborczych zamieszek, przemyśleć polską politykę białoruską, proporcje i priorytety. Moim zdaniem niestety nikt tu już chyba prochu nie wymyśli w Warszawie.