Ojciec Cantalamessa, czyli jak nie bronić Kościoła

Kazanie było w piątek. W sobotę był skandal, w Niedzielę Zmartwychwstania  – przeprosiny. To kolejna głupia wpadka watykańska. W obecności Benedykta XVI papieski kaznodzieja kapucyn Cantalamessa zacytował fragment listu od przyjaciela Żyda (nie podając jego nazwiska), który pisze, że obecne, związane z skandalami pedofilskimi, ,,ataki” na Kościół i papieża, przypominają mu ,,najbardziej haniebne aspekty antysemityzmu”.

Co by to miało znaczyć? Że Kościół jest ofiarą jakiejś kampanii nienawiści, dyskryminacji, mającej torować drogę do eksterminacji? To nie tylko nieprawda, lecz także obraźliwe zaburzenie proporcji między cierpieniami ofiar antysemityzmu i tarapatami władzy kościelnej rozliczanej z ukrywania księży pedofilów.

Dobrze, że podniosły się od razu protesty przeciwko tej kolejnej próbie odwrócenia uwagi od sedna sprawy: od odpowiedzialności Kościoła instytucjonalnego za krycie księżowskich nadużyć seksualnych przez kościelną biurokrację różnych szczebli. To dzięki tym natychmiastowym protestom Cantalamessa musiał przepraszać publicznie za nonsens, jaki zaserwował jako strawę duchową papieżowi i rzeszom wiernych.

Nawiasem mówiąc, odnotuję, że z Ameryki odezwał się inny obrońca Kościoła, znany biograf Jana Pawła II, prawicowy katolik George Weigel, wyrocznia dla prawicy katolickiej w Polsce. ,,Ataki” (a w istocie krytyki) zinterpretował jako wojnę kulturową przeciwko Kościołowi jako ostatniego okopu moralnego we współczesnym świecie. Być może w realiach amerykańskich – czy Weigel innym Kościołom i religiom odmawia moralności –  tak to wygląda, ale nie w Europie.

Tu sprawa jest jasna. Kościół instytucjonalny został przyłapany na grzechu podwójnym: że wielu duchownych wykorzystywało seksualnie nieletnich i że setkom pedofilów setki a może tysiące ludzi w strukturach Kościoła pomagało uniknąć odpowiedzialności za ich seksualne wybryki. Stawianie tej kwestii nie jest żadnym atakiem na Kościół. Instytucja musi czuć się współodpowiedzialna za przestępstwa swych funkcjonariuszy. Jest jedna miara dla wszystkich.

Jedna jest też prawda. Słuchając niektórych obrońców Kościoła, ma się wrażenie, że winni są nieletni, którzy swym zachowaniem sprowokowali Bogu ducha winnych księży. Nie. Ofiarami nie są księża i prałaci, tylko molestowani nieletni. Księża i ci, którzy ich w Kościele kryli i kryją, są sprawcami ciężkiego przestępstwa.
Kto mówi, że to drobny ułamek ogółu księży, pomija milczeniem, że prócz samych pedofilów, moralny współudział w grzechu i przestępstwie ciąży na zamiataczach pod dywan i rozmiękczywaczy prawdy takich jak Cantalamessa czy Weigel , a to zwielokrotnia liczbę zamieszanych w kościelne seks-skandale.

Nie da się zwalić tego kryzysu w Kościele na świat zewnętrzny. Jego sprawcami byli ludzie wewnątrz Kościoła. I tylko ludzie Kościoła powinni i mogą coś z tym zrobić.