Naprzód, Europo

Piszę jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników referendum irlandzkiego na temat traktatu lizbońskiego. Ale sondaże, o których czytam w dzisiejszym The Irish Times, sugerują, że obóz na TAK wygrał dość wyraźnie i przy niezłej, ponad 50-procentowej frekwencji.

To dla mnie bardzo dobra wiadomość, bo jestem za integracją Europy, a ,,Lizbona” ma w tym pomóc. Dobrze też, że doszło do drugiego referendum, bo to dowód, że Europa respektuje prawa państw unijnych, także tych małych. Teraz wszystko zależy już nie od Irlandii, Niemiec czy Polski (nie wyobrażam sobie, by prezydent Kaczyński ociągał się z podpisaniem Lizbony), lecz od innego małego kraju – Republiki Czeskiej. Skoro Unia czekała cierpliwie na Zieloną Wyspę, musi czekać na Czechy. Jak długo? Mam nadzieję, że nie dłużej niż pół roku. i że przez ten czas Klaus pójdzie po rozum do głowy: Czesi nie zasługują, by przez niego spadli do drugiel ligi europejskiej.

No i że zdążą z ratyfikacją przed wyborami brytyjskimi. Klaus ma plan, by dotrwać w swym oporze przeciw Lizbonie właśnie do tych wyborów, bo wiele wskazuje na to, że Labour pójdzie na ławki opozycji, a Cameron, lider torysów, może pod pretekstem, że Czesi jeszcze Lizbony nie ratyfikowali, rozpisać w Królestwie traktatowe referendum. A Nie kryje, że wezwie do głosowania na nie. Hm, może coś w tym było, że przed wielu laty Francja sprzeciwiła się akcesji wyspiarzy do wspólnoty kontynentalnej. Wyspiarskość – brytyjska czy irlandzka – instynktownie popycha do eurosceptycyzmu.

Tynmczasem mnożą się spekulacje, kto – po wygranej Tak w Irlandii – zostanie historycznym pierwszym prezydentem Rady Europejskiej, czyli twarzą Unii. Nie będzie to naturalnie prezydent federalny, bo Unia nie ma dziś planów federalizacji, ale jednak duży krok naprzód – wizerunkowy i dyplomatyczny. Na razie najczęściej wymienia się Blaira jako nasilniejszego (mimo niechęci socjalistów, którzy nie zapomną Blairowi współpracy z Bushem w Iraku) kandydata na prezydenta. Czemu nie? Ma wielkie doświadczenie i obycie, dobre stosunki nie tylko z Bushem, lecz i Obamą, a w naszej części Europy notowania raczej wysokie. Gdyby rzeczywiście objął tę nową funkcję przewidywaną w ,,Lizbonie”, mielibyśmy ciekawą sytuację: eurosceptycznego premiera Wielkiej Brytanii i proeuropejskiego Brytyjczyka jako szefa Unii. I jak tu nie powtórzyć za mędrcami: w historii zawsze jest inaczej niż sobie myślimy.