Boffo, nie udawaj świętego

Przez siedem dni dziennik Il Giornale, należący do klanu Berlusconich, nurzał w moralnym błocie naczelnego dziennika Avvenire, związanego z episkopatem włoskim. Naczelny Il Giornale, Vittorio Feltri, atakował naczelnego Avvenire, pana o dźwięcznym nazwisku Dino Boffo, za hipokryzję: Boffo wytyka premierowi seksskandale, a sam napastował żonę mężczyzny, z którym on, Boffo, miał ponoć romans.

Na pomoc Boffo ruszyli prałaci. Watykański ,,premier”, kardynał Bertone odwołał kolację z Berlusconim, co miało być sygnałem, że Kościół jest niezadowolony z kampanii przeciwko Boffo, sam Benedykt XVI w liście do szefa episkopatu Włoch dał do zrozumienia, że jest z biskupami – biskupi uznali publikacje Il Giornale za zemstę za krytykę erotycznych swawoli premiera.

Tak wojna dwóch dzienników nabrała charakteru wojny zastępczej między premierem a Kościołem. To ciekawe, bo we Włoszech Kościół jest aktywny i wpływowy politycznie, a premierzy – jak w III RP – wszystko jedno prawicowi czy lewicowi starają się Kościoła nie antagonizować. I oto prawicowy Silvio – oficjalnie premier dystansuje się od publikacji w Il Giornale – nie zdzierżył mieszania się katolickich moralistów do jego życia prywatnego.

Kiedy wydawało się, że Boffo z takim poparciem Kościoła może się nie lękać o posadę, do akcji wkroczył nawrócony katolik, dziennikarz i pisarz Messori, sławny z wywiadu rzeki z Janem Pawłem II. Oświadczył, że Boffo kompromituje Kościół i powinien odejść.

Dziś czytam, że Boffo podał się do dymisji.Usłuchał Messoriego? Czy może Watykan zmienił kurs? Tak czy inaczej, na krótką metę włoski katolicyzm poniósł porażkę. Dymisja Boffo, tak bronionego w kręgach katolickich jako ofiara premiera i sił antyklerykalnych, kończy jednak tę włoską telenowelę. Jaka jest prawda materialna, nie ma co pytać w takich przypadkach. Boffo oczywiście zaprzecza wszystkim zarzutom. I odchodzi oczywiście dla dobra Kościoła. Czy to wystarczy, by poprawić stosunki Kościoła z rządem? Podobno tak źle jeszcze nigdy nie było.

Nikt w tej operze mydlanej nie budzi mojej sympatii. Silvio jest kabotynem, Feltri wykonawcą dziennikarskiej egzekucji, Boffo wygląda na krętacza, prałaci – na zbyt rychliwych wyznawców teorii spiskowej. Ale czy nasze polskie widowiska z biskupami, politykami, mediami w rolach głównych nie wywołują czasem podobnych uczuć zażenowania? (casus premiera Marcinkiewicza). Czy nie dorobiliśmy się podobnych świętoszków? Może to po prostu taka kulturowa przypadłość krajów katolickich.