Gen. Skrzypczak przedobrzył

Sprawa generała Skrzypczaka oznacza poważny kryzys. Nie zdarza się normalnie, że tak wysoki rangą dowódca robi to, co zrobił Skrzypczak: lobbuje publicznie za zmianą wojskowej polityki afgańskiej polskiego rządu. Że idzie z tym do mediów, krytykuje publicznie ,,urzędników wojskowych” i oddaje się do dyspozycji prezydenta. Ja o sprawach ściśle wojskowych wypowiadać się nie mogę, bo nie mam do tego tytułu. Ale jako obserwator życia publicznego muszę powiedzieć, że sprawa generała mnie bulwersuje. To, jak zostanie rozwiązana, powie coś istotnego o kondycji nie tylko armii, lecz także polityki państwowej. 

Skrzypczak robi wrażenie nie mającego sobie niczego do zarzucenia. Jest silny nie tylko przekonaniem o swych racjach, ale i świadomością, że ma w wojsku mir.A przy tym robi wrażenie przedstawiciela jakiegoś polskiego ,,kompleksu militarno-zbrojeniowego”. Tak jakby ignorował szerszy, polityczny i ekonomiczny kontekst problemu polskiej misji w Afganistanie.

Śmierć kapitana Ambrozińskiego wywołała debatę o tej misji, o warunkach jej prowadzenia. To dobrze. Sprawa generała Skrzypczaka tę dyskusję zaostrzyła i to już niedobrze, bo w funkcjonalnej demokracji nie powinny się pojawić wątpliwości, czy mamy cywilną kontrolę nad siłami zbrojnymi. A taką wątpliwość sformułował sam minister obrony. Ambasadorowie NATO i Rosji w Warszawie już piszą o tym raporty do swych rządów.

Wojsku należy się wiele, ale nie wszystko. Nie może być tak, że armia żali się publicznie, że jej żądania nie są spełniane. Tylko w jednym systemie armia dostaje od razu wszystko, co chce: w systemie rządów junty. Cięcia budżetowe są w kompetencji rządu. Armia zawsze i wszędzie, także demokracji, lobbuje za jak największymi nakładami na obronność, ale to cywilne rządy decydują o kształcie budżetu państwa, w tym o wysokości i strukturze wydatków obronnych. Tak samo jak rządy decydują o misjach wojskowych, kierując się nie tylko czynnikami wojskowymi.

Historia osądzi, czy słusznie poszliśmy do Iraku i Afganistanu. Ale póki misja trwa, generałowie nie powinni publicznie rzucać jakichś podejrzeń, że jest źle prowadzona, a winą za to obarczać bliżej nieokreślone osoby. Brzmi to bowiem, jak zachęta do pozostawienia wojska i wojny samym wojskowym. Tak dobrze w demokracji nie ma.         

Nie mam podstaw, by wątpić w szczerość intencji generała Skrzypczaka i w jego wojskowe kompetencje, ale moim zdaniem posunął się on za daleko. Jego dymisja powinna zostać przyjęta.