Wildstein kontra Holland: zmarnowana szansa

Bronisław Wildstein dekonstruuje Agnieszkę Holland. W tekście, jak na publicystę ,Rz” dość umiarkowanym, znajduję uwagi trafne i celne. A jednak Wildstein w swej polemice znów szarżuje. Szkoda, bo była szansa na coś rzadkiego w naszej publicystyce społeczno-politycznej. MIanowicie na spór merytoryczny o istotnej polskiej sprawie. O wybiórczym podejściu do naszej najnowszej historii.

Gdyby Wildstein poprzestał na prezentacji swego stanowiska – że ze swym żydowskim pochodzeniem nie widzi powodu, by traktować szczególnie krytycznie antysemitów – i gdyby dodał więcej faktów, jakieś przykłady na to, co zarzuca Holland, brzmiałby bardziej przekonująco. A tak wyszła znów insynuacja, bo przypisał reżyser rzeczy, których nie znalazłem w jej wywiadzie dla ,,Dziennika”.

Bo gdzie Holland sugeruje, że Żyd, szczególnie polski Żyd, ma inaczej niż nie-Żyd podchodzić do spraw publicznych. Albo gdzie sugeruje, że dla Żyda, każdego Żyda, grzech antysemityzmu musi być grzechem głównym, a inne zbrodnicze idee czy czyny powinny go mniej interesować. Tak ją sobie ustawiwszy, Wildstein przerabia Holland na potencjalną …antysemitkę, bo jego zdaniem dostarcza swą krytyką postawy Wildsteina, lekceważącego według niej faszystowski epizod w życiu dzisiejszego prezesa TVP Farfała, żeru prawdziwym antysemitom.

Jak to? Ano tak to, że Holland kreowana przez Wildsteina ma im podsuwać rzekomy dowód na klasyczną antysemicką tezę, że Żyd Żyda zawsze popiera, nawet kiedy się z nim spiera. Tyle że cała ta zawiła konstrukcja myślowa z tekstem wywiadu Holland nie ma związku innego, jak tylko w imaginacji Wildsteina. Tak samo nie przedstawia on przykładów na drugi swój zarzut: że środowisko Holland i ona sama nie lubi grzebania w swoich życiorysach i chętnie swoim wybacza zbrodnie. Za to przeciwników lustruje do ,,drugiego pokolenia”.

Czyżby? Sprawdźcie sami w archiwum GW, co i jak pisała na przykład o gen. Fieldorfie, o Kazimierzu Moczarskim, albo o braciach Bielskich czy, świeżo, o Adolfie Bermanie.   

I oto promotor dzikiej oraz instytucjonalnej lustracji oskarża Holland o …lustrację. Kiedy lustruje Wildstein, to jest to walka o prawdę i moralność publiczną, kiedy lustruje Holland to jest ukrywanie prawdy, fałszowanie historii i dewastacja moralna narodu. Właśnie przez takie wmawienie Holland czegoś, czego nie powiedziała i przez obraźliwe, niczym nie podparte insynuacje pod adresem ,,Wyborczej”, a przy okazji, także Kwaśniewskiego, Wildstein zmarnował szansę.

PS. A propos obrażania, przypominam za moderatorem, że wpisy takie jak Ralfa i jemu podobnych nie będą na moim blogu publikowane.