Trzymam kciuki za Buzka i za Europę

 Buzkowi poszło, Kamińskiemu nie poszło. Buzkowi poszło, bo jest w najsilniejszej eurofrakcji, która się dogadała, Kamińskiemu nie poszło, bo jego frakcja już pierwszego dnia funkcjonowania pękła jak bańka mydlana. To zapowiedź tego, co czeka PiS po wyjściu z frakcji, której nie opuściła Platforma.

Cieszę się wyborem Buzka – czego mu życzyłem od dawna w tym miejscu – nie tylko dlatego, że to symboliczny dowód uznania dla Polski i ,,nowej” Europy, a mówiąc mniej patetycznie dowód rosnącego znaczenia tej części Unii Europejskiej. Cieszę się też, bo to szansa na dalsze poprawianie naszego międzynarodowego wizerunku tak nadwątlonego za rządów PiS. Buzek, o czym nie wszyscy pamiętamy, nie jest Polakiem katolikiem, lecz Polakiem protestantem, politykiem szukającym kompromisu, a tacy są w Europie bardziej w cenie niż sarmackie warchoły.
Oczywiście taki wynegocjowany wcześniej i za kulisami – gratulacje, panie premierze! – wybór nie jest tym samym, co zwycięstwo w wolnej i bezpośredniej rywalizacji. Buzek wygrał miażdżąco – 555 (co za liczba, ale może lepiej niż 666!), ale wszyscy wiemy, że według uzgodnionego wcześniej scenariusza. Nie jest to wybór całkiem demokratyczny, ale nie jest też antydemokratyczny. Taka jest logika polityczna Europy, że kluczowa jest tu umiejętność ,,handlowania końmi”.       

Ale u nas sukces jest zwykle powodem nie do składania gratulacji, lecz do akcji ściągania z piedestału. Słyszymy więc, że  Parlament Europejski to instytucja bez wpływu i znaczenia, a jej szef to figurant, do czego prof. Buzek doskonale pasuje, bo jest politykiem bez właściwości, który będzie popychadłem w rękach weteranów polityki europejskiej.

A po klęsce Kamińskiego eurodeputowany Ryszard Legutko bez zmrużenia oka obarczył za to odpowiedzialnością…. PO, a nie dysydenta we własnej frakcji, Brytyjczyka o wieloletnim stażu parlamentarnym, który nie chciał ale musiał wyjść z frakcji chadeckiej, czyli frakcji Buzka. Nie ma takiego faktu, który pisowskie młyny nie przemieliłyby na antyplatformianą trutkę.

Przegrana Kamińskiego nie jest wielką stratą dla europarlamentu. Nie będę nad losem tego politycznego fircyka w zalotach ronił krokodylich łez. Tak samo nic a nic mi nie przeszkadza marginalizacja PiS jako całości, czego upokarzająca przegrana Kamińskiego jest pierwszym przykładem. Opisujący sprawę w swym blogu dziennikarz BBC nawet nie wymienił jego nazwiska.

Na Kamińskim, a nawet na Buzku Parlament się nie kończy. Układ chadeków z socjalistami dotrzymany, Buzek uhonorowany, do dzieła. Ale już na starcie mamy problem: odsunięcie sprawy reelekcji Barroso na jesień, kłopot z deputowanymi ze skrajnej prawicy. Nie można ich całkowicie bojkotować, bo mają demokratyczny mandat. Delegacje narodowe muszą wypracować tu jakieś sensowne stanowisko. Ambasada brytyjska postanowiła na raut z okazji inauguracji PE dwóch brytyjskich nacjonalistów nie zapraszać. A co z tym fantem zrobi Parlament? To właśnie jedno z zadań stających przez Jerzym Buzkiem. Jego główna rola – za którą nie pobiera dodatkowej pensji – polega właśnie na ustawieniu tonu atmosfery prac parlamentarnych. Trzymam kciuki za Buzka i Europę.