Tusk z tarczą

Rząd Donalda Tuska jest rządem cywilizowanej prawicy, ale prawicy. Nigdy nie wyrzekł się tarczy. Gruzja spadła mu jak z nieba: niechętni tarczy Polacy mogli zmienić zdanie pod wpływem mediów relacjonujących kaukaską ,,wojnę pięciodniową”. Teraz dużo łatwiej przekonać elektorat, że tak trzeba i że tarcza będzie na polskich warunkach służyć bezpieczeństwu i USA, i Polski. Trudniej będzie mu przekonać Europę, że i jej bezpieczeństwu także.
Wiadomość o parafowaniu umowy w Warszawie obiegła media światowe. Zabrzmiała, jakby Polska pod wpływem wydarzeń w Gruzji zmieniła zdanie  w sprawie tarczy. To mylne wrażenie. Rząd Tuska chciał mieć tarczę, czekał na właściwy moment. I się doczekał. Jeśli tarcza stanie się faktem, staniemy się państwem frontowym NATO, jakby drugą Turcją, północno-wschodnią flanką sojuszu. Brzmi to groźnie, jednak Sowieci nigdy Turcji nie tknęli.

Kiedy wybuchła Gruzja, byliśmy z przyjaciółmi w Rydze. W hotelu plazmowy ekran TV nastawiony na program rosyjski. Prezenter dziennika bardzo rozemocjonowany. Prawie zagrzewa do walki. Na Łotwie i w sąsiedniej Estonii Rosjanie są mniejszościami, ale bardzo wielkimi. W Tallinie rosyjski słyszy się co chwilę. Jak mogli się poczuć Łotysze i Estończycy na wieść o zbrojnej interwencji Rosji w Osetii Południowej? Jak mogli się poczuć, słysząc, jak Sarkozy podkreśla prawo Rosji do obrony swych obywateli także poza granicami państwa?

Naturalnie, życie toczyło się w przepięknych starówkach Wilna, Rygi, Tallina jak co dnia. Inaczej niż Gruzja Bałtowie są przecież w Unii i NATO. Trudno sobie wyobrazić prawdziwą wojnę NATO z Rosją o Bałtów, ale jednak ich pozycja jest silna jak nigdy dotąd dzięki wejściu do tych struktur Zachodu. Nieporównanie silniejsza niż Gruzji. Mimo wszystko, w przewidywalnej przyszłości nie wyobrażam sobie podobnej interwencji rosyjskiej nad Bałtykiem. A chyba i nie w Ukrainie. Tym bardziej w Polsce.

Mam spore wątpliwości, czy my w Polsce wiemy, co tak naprawdę dzieje się na Kaukazie i jakie są tam nasze czy europejskie interesy. Lech Kaczyński zachowuje się tak, jakby trochę pozazdrościł Kwaśniewskiemu jego roli w ukraińskiej pomarańczowej rewolucji. Nie ma sukcesu w polityce wewnętrznej, to szuka go na peryferiach Europy. Kwaśniewski ma Ukrainę, Kaczyński – Gruzję. Kwaśniewski podobno dobrze dogadywał się z Juszczenką, Kaczyński mógł polubić się z Saakaszwilim, który wydaje się być podobnym typem mentalnym i politycznym.

Zobaczymy, czy i jak prezydent skwituje ,,deal” tarczowy w dzisiejszym przemówieniu na Dzień Wojska lub w rozmowie w TVN (czyżby bojkot tej stacji już się skończył?). Wyrwie Tuskowi tarczę czy pochwali?

Najciekawszym tekstem na temat konfliktu był dla mnie wywiad w Dzienniku z Rosjanką Lilią Szewcową w Dzienniku. Mówi dobrze o Polsce, Ukrainie i Bałtach, bo popchnęli ,,starą”Unię do działania w sprawie gruzińskiej. I gorzko o  rosyjskich prozachodnich liberałach i pragmatykach, bo lękając się zarzutu zdrady milczeli lub dołączyli do obozu wielkoruskiego. To krzepiące, że są jeszcze w Putinowskiej Rosji niezależne umysły.