Sejm dużej szansy

Przejechałem dziś szmat kraju, raz w deszczu, raz w słońcu. Jechaliśmy z Krakowa przez Końskie do Warszawy. Droga wyboista, ale piękna widokowo i chyba w sumie najszybsza. Lubię patrzeć, jak zmienia się Polska, zwłaszcza ta bardziej zapuszczona. Ta, która pewnie głosuje – jeśli w ogóle głosuje – na PiS, Samoobronę, może na SLD czy PSL. Jasne, to tylko naskórek, widoki zobaczone z samochodu, a jednak zmiana jest wyraźna. Nawet dawne sztetle odzyskują kolory. To samo ożywienie widziałem na ścianie wschodniej. Najmniej zauważyłem go w interiorze ziem zachodnich.

Ciekawe, że te moje obserwacje nie całkiem pokrywają się z wyborczą mapą kraju. Na przykład ziemie zachodnie głosowały raczej na Platformę, a zamożna Małopolska, która nie musi wisieć u klamki państwowej pomocy, głosowała raczej na PiS. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że nie samym chlebem żyje Polak. Zachodniacy, centralni, nabałtyccy no i oczywiście wielkomiejscy oczekują nie tylko ,,drugiej Irlandii”, lecz także sensu i konsensu w polityce i życiu publicznym.

Czy parlament szóstej kadencji, rząd Platformy i prezydent Kaczyński zrobią nam niespodziankę i pokażą, że ,,Polak potrafi”? Przyznaję: tuż przed inauguracją Sejmu niewiele na to wskazuje, choć Tusk i koledzy bardzo się starają poprawić Polakom humory, na razie dając lekcje politycznej kindersztuby.

Dobrze wypadła dziękczynna wizyta Tuska w Londynie. Udało mu się też zarobić przy okazji kolejny punkt: na spotkanie do ambasady przyszli ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski i Norman Davies, a także wdowa po generale Andersie. Tusk zameldował pani generałowej wykonanie zadania, co było dużo zręczniejsze niż osławiony meldunek Lecha Kaczyńskiego, a politycznie miało swoją wagę. Oto polski Londyn, i ten owiany legendą niezłomnych, i ten z kolczykiem nad brwiami,  witał Tuska z błyskiem radości w oczach. Polski Londyn gremialnie głosował na Platformę, polskie Chicago – na PiS (to pewnie dzięki tym głosom dostała mandat Nelly Rokita, bo nasza mniejszość niemiecka chyba na nią nie głosowała ). PiS ze swoją polityką historyczną powinien się głęboko zastanowić, czemu Londyn, zagraniczna stolica polskiego patriotyzmu, wybrał Platformę.

Może nie będzie tak źle. Krakaliśmy przed wyborami, że przecież PiS i tak wygra, bo ta Platforma taka beznadziejna, a lud wielbi PiS-owski gomułkizm, a teraz kraczemy, że Tusku nie da rady, bo Lechu, bo Gosiu itd. A może znów się pomylimy. Profesor Czapiński, kiedyś kandydat lewicy do Senatu, wieścił PiS-owi znaczne zwycięstwo. Po wyborach napisał, że się mu nie sprawdziło, bo wyborcy PiS zostali w domu zamiast głosować. A może zostali w domach na dobre i partia wojny, partia braci Kaczyńskich, stopnieje przez te cztery lata jak marcowe śniegi?

PS. Dziękuję (prócz Boboli z jego antysemickim wyskokiem) autorom wpisów pod blogiem o sprawie Boniego. Część krytyk przyjmuję, na przykład, że zbyt ulegam teatralizacji tej sprawy i że nie dostrzegłem sprzeczności między deklaracją Boniego, że niczego złego nie zdziałał a jego ,,przepraszam” , ale podtrzymuję, że Tusk mimo wszystko mógł brać pod uwagę kandydaturę Boniego na członka swego rządu.