Boni przeprasza

boni_450.jpg
Fot. Albert Zawada, AG 

Nie, ja już tego nie mogę oglądać! usłyszałem od własnej żony, kiedy po raz któryś nadawano w telewizji fragmenty spowiedzi publicznej Michała Boniego. Żona, kiedyś składała książki wydawane w podziemiu i działała w studenckiej opozycji NZS. Jej ,,już nie mogę” trochę mnie zaskoczyło. Ciekawe, ilu ludzi z tego samego opozycyjno-solidarnościowego środowiska, do którego oboje należymy mimo sporej różnicy wieku, też ,,już nie może”. Już nie może patrzeć na takie sceny samobiczowania w wykonaniu ludzi tak porządnych jak Boni, podczas gdy prawdziwe kanalie milczą.

Sprawa Boniego to jakby nowy akapit dopisany do mojego blogu ,,Kto rządzi Polską?”. Czyny i zaniechania sprzed 20 lat, z epoki walczącej o przetrwanie podziemnej Solidarności i z pierwszych lat po upadku komuny, wróciły w blasku jupiterów jak bumerang. Boni wart jest ministerstwa pracy, ale Tusk już mu go chyba nie zaproponuje. Przeszłość przekreśliła przyszłość. Jak długo jeszcze?

Wierzę, że Boni nic złego nikomu nie zrobił. Wiem, że jego środowisko przeszło do porządku nad wykazaniem go jako TW SB na liście Macierewicza. Koledzy wiedzieli i nie robili problemu. Ale może to właśnie był wspólny błąd i Boniego, i środowiska. Tylko co z tego po tylu latach? Czy Boni nie spłacił już dawno temu długu moralnego jako działacz Solidarności i dobry minister w III RP? Jak długo takie błędy życiowe zrodzone z szantażu i strachu będą eliminować ze służby publicznej ludzi pokroju Boniego, za to karierowicze, którzy przed`laty byli posłusznymi funkcjonariuszami PRL a potem przeszli do PiS, lub którzy za PRL siedzieli cicho, będą stroić się w togi moralistów odmawiających Boniemu prawa do funkcji publicznych?

Boni za długo czekał z wyjawieniem faktów sprzed lat, ale zrobił to godnie. Uważam, że jego sprawa jest na tyle jasna, że Boniego nie dyskwalifikuje. Miodowy tydzień Platformy dobiega końca. Prócz Boniego, pojawił się kłopot z Sikorskim. Prezydent przerwał milczenie tylko po to, by od razu zagrozić wetem wobec ustaw, które jeszcze nie wpłynęły do Sejmu i wywołać nowe napięcie polityczne przed szczytem Unii w Lizbonie. Bracia K. nie odstąpili od swej zasadniczej linii antagonizowania i sporu. Tak mają.

Chyba już rozumiem, dlaczego tak wielu moich przyjaciół i znajomych nie może znieść występów PiS po przegranej Kaczyńskich jeszcze bardziej niż przed wyborami. Kto wie, czy obecna taktyka uśmiechów i kurtuazji stosowana przez Platformę wobec wściekłych Dyziów z PiS nie jest ślepa. PiS chce wojny, panowie, nie pokoju.