Wielkie sprzątanie po PiS

pis_450.jpg

Fot. Rafał Siderski, AG

Jarosław kaczyński miał rację: szczerzy demokraci powinni się cieszyć. Wybory 2007 wzmocniły polską demokrację. Po pierwsze dlatego – tu będę stronniczy – że odsunęły od władzy PiS, po drugie dlatego, że pokazały młodzieży, iż ,,to działa”, kiedy się organizuje spontanicznie i idzie głosować, po trzecie dlatego, że wynik LiD-u zmusi lewicę do pozbycia się post-PZPR-owskiego balastu i radykalnej przebudowy. PiS zamiast nazywać klęskę sukcesem mógłby się zastanowić, jaką przyszłość ma partia, na którą głosują w większości ludzie starsi i niewykształceni. Na razie Kaczyńskim nie udało się zrobić z PiS partii narodowej, a najwyżej ludową.

Doskonałe, choć bardziej prezydenckie niż premierowskie przemówienie Tuska budzi nadzieję, że PO u władzy wykaże cechy, których tak rozpaczliwie czasami brakowało jej w opozycji. Pierwszą jaskółką mogą być aż trzy konkrety zgłoszone już w pierwszych godzinach po zwycięstwie: zapowiedź wyjścia z Iraku, podwyżek w budżetówce i powołania komisji śledczej w sprawie Barbary Blidy. Gratulowałbym też przemówienia Kaczyńskiemu, gdyby nie fatalny falstart o potężnym froncie anty-PiS-owskim. To był Kaczyński w najgorszym stylu, właśnie takim, za który zapłacił przegraną.
Jak można opowiadać o froncie, kiedy miało się i wykorzystywało wszystkie media publiczne i część prasy wysokonakładowej jak Rzeczpospolita i Fakt ( z oczątku także Dziennik). Po falstarcie premier zmienił ton i mówił jak lider opozycji w dojrzałej demokracji. Podobnie Kwaśniewski, który za to poślizgnął się moim zdaniem na żarcie o końcu IV RP 21 października. Nie przystoi tak żartować na własnym pożegnaniu z polityką. Jak debata Tuska z Kaczyńskim zaważyła na wyniku wyborów, tak mecenat Kwaśniewskiego nad LiD-em prawdopodobnie przyciął LiD-owi mocno skrzydła. Jednak w sumie wszystkie trzy przemówienia były na poziomie. Kaczyński i Kwaśniewski mówili przede wszystkim do swoich elektoratów, co zrozumiałe i normalne, tylko Tusk mówił już do całego społeczeństwa.

Przed nami wielkie sprzątanie po PiSie. Tuż przed wyborami, kiedy wybuchła sprawa poseł Sawickiej, wzburzony Tusk powiedział w TVN24, że jeśli potwierdzi się, iż premier wykorzystał CBA do walki wyborczej, to Kaczyński powinien zniknąć z polityki, a Mariusz Kamiński pójść pod sąd. Sprzątanie po PiS siłą rzeczy oznacza czystki w sektorze publicznym. To bardzo źle, że u nas każda zmiana ekipy rządzącej przewraca ten sektor do góry nogami, ale obawiam się, że i tym razem tak będzie i że Platforma musi taką czystkę przeprowadzić.

Oglądałem wieczór wyborczy w Krakowie prywatnie w miłym towarzystwie kilku bardzo znanych polityków o korzeniach solidarnościowych. Żaden nie skakał pod sufit na widok słupków na ekranie, ale wszyscy zgodzili się, że PiS przegrał z kretesem, a wynik Platformy (rządy samodzielne lub z PSL-em) to w obecnym momencie najlepszy wynik dla Polski. Ja też tej szczególnej nocy jestem ostrożnym optymistą. A najbardziej cieszę się z obywatelskiego przebudzenia młodych. Dla nich te wybory może będą tym, czym dla mojego środowiska i pokolenia były wybory 4 czerwca 1989.