Okrutni nastoletni

Tragedia 14-letniej gimnazjalistki z Gdańska musi bulwersować normalnego człowieka, ale  powinna mobilizować do myślenia i działania, a nie rozdzierania szat i tak już brutalnie podartych. Byłem prze wielu laty nauczycielem w liceum. Miałem dość dobry kontakt z młodzieżą. Takie rzeczy jak tragedia Ani czy wcześniej wsadzanie kosza na śmieci na głowę nauczycielowi były w mojej prowincjonalnej szkole nie do pomyślenia. Bo to, co tu szokuje szczególnie to to, że dramat rozgrywa się w klasie, na oczach uczniów, którzy nie potrafią lub nie chcą przeszkodzić tym aktom zdziczenia. Jaka jest nieformalna struktura tej społeczności szkolnej, że strach i konformizm są w niej tak wielkie? Ten układ sił nie mógł się w gimnazjum wykształcić z dnia na dzień. Nauczyciele i dyrekcja chyba musieli widzieć, jak ten układ się formuje i jak działa?   

Ale nie można winą obarczać przede wszystkim szkoły. Jest odpowiedzialność samych sprawców napadu na Anię, jest odpowiedzialność rodziców, moim zdaniem wychowawczo największa, jest nie dający się oczywiście przyłapać na gorącym uczynku ale jakoś też działający wpływ kultury rówieśniczej. Jest wreszcie wpływ mediów, zwłaszcza tych, które igrają z ludzkimi emocjami. Niedawno pokazywano w TV lekko tylko zniekształcone zdjęcia rozebranej nastolatki. Wysyłała je przez telefon komórkowy do mężczyzny, na którym jej zależało, ale trafiły też do osób postronnych, wywołując skandal niemal narodowy. Po co pokazywano te fotki w TV milionom ludzi, w tym być może chłopakom z gimnazjum Ani?           

Moralnej strony nie ma co komentować, bo cóż powiemy poza frazesami, że dla bestialskiego wygłupu w Gdańsku nie ma usprawiedliwienia. Jasne, że nie ma, ale się zdarzył. Czy można w nim widzieć dowód na to, że polska szkoła, przynajmniej na szczeblu gimnazjalnym, idzie wychowawczo na dno? Bez statystyk i kompetentnych analiz za wcześnie na takie konkluzje. Chyba więcej dramat w Gdańskim gimnzajum mówi o kwestii społecznej. Bo że dorastający chłopcy są zdolni do zła, to nie jest żadna nowość, zresztą dziewczynki – też. Gen agresji tkwi w nas od urodzenia, ale nie we wszystkich, nie wszędzi i nie zawsze się uaktywnia (przypominam ,,Władcę much” Goldinga). Sensowne pytania powinny więc dotyczyć raczej tego, co zawiodło w gdańskim gimnazjum, że taka brutalność była tam możliwa. I po drugie, jak skutecznie bronić się przed podobnymi wybuchami agresji w młodych ludziach oddanych pod opiekę szkole.

Minister Giertych zyskał po dramacie w Gdańsku argument za segregacją szkolną: izolować agresywnych i aspołecznych w szkołach specjalnych. Nie będę powtarzał szeroko znanych argumentów przeciw planowej segregacji uczniów na złych i dobrych, więcej i mniej wartościowych. Jest to w istocie spór między rasizmem społecznym i jego przeciwnikami, między autorytaryzmem i demokracją. Potępiam barbarzyństwo gimnazjalistów, obojętność lub uległość ich kolegów i koleżanek, zaniedbania wychowacze rodziców i nauczycieli, ale jestem za szkołą otwartą i demokratyczną, mającą wsparcie w samorządach, rodzicach i mediach. Tak naprawdę tragedia Ani stawia na wokandzie sprawy ważniejsze dla przyszłości Polski niż nasze polsko-polskie wojny na górze. Czy politycy to widzą?