Willa Decjusza

Decjusz był Niemcem, sekretarzem naszego króla Zygmunta Starego, i ,,Grabskim” ówczesnej Rzeczpospolitej – reformował nam monetę. W Krakowie postawił piękny renesansowy pałacyk, otoczony parkiem, w dzisiejszej dzielnicy Wola Justowska – ową willę, która szła w kompletną ruinę w PRL. W III RP ówczesny prezydent Krakowa, prof. Jacek Woźniakowski, namówił niemieckiego przyjaciela Polski i tłumacza naszej literatury, pana Dedeciusa (pewne podobieństwo nazwisk przypadkowe), żeby poszukał w Niemczech jakichś bogaczy, którzy wyłożą pieniądze na remont, a właściwie ratunek obiektu klasy europejskiej. I tak się stało. Willa świętowała właśnie 10-lecie odbudowy i działalności stowarzyszenia kulturalnego, które ma teraz w niej siedzibę. Stowarzyszenie robi dobrą robotę edukacyjno-kulturalną na skalę międzynarodową, a Willa dorabia na utrzymanie wynajmem sal na wesela i imprezy. Na okrągły jubileusz zorganizowano serię dyskusji o demokracji, społeczeństwie wielokulturowym, roli polityków i inteligencji. Prowadziłem jedną z nich – bardzo interesującą. Miała charakter kameralny, więc nazwisk, powszechnie znanych, nie podaję.W panelu brał udział polityk o wielkich zasługach, osoba historyczna, ale zupełnie nie histeryczna. Jestem na pograniczu emigracji wewnętrznej – powiedział i zrobiło się bardzo cicho. Poczucie zwycięstwa, jakie mieli Polacy po 1989 r., zamieniono ostatnio w poczucie klęski, co uważam za niesamowicie szkodliwe i groźne. Martwi mnie aprobata społeczna dla stałego obniżania standardów życia publicznego. Ta zgoda na chamstwo i łobuzerstwo to jest podkład pod niszczenie demokracji. Faszyzmu się nie obawiam, ale trwałego wypaczenia demokracji w Polsce – tak.

PS.

1.Tego samego dnia czytam w prasie, że nacjonaliści wnioskują o cofnięcie przywileju wyborczego mniejszości niemieckiej, a premier ich ponoć popiera. Myślę, że to zemsta na Kuroniu – autorze tolerancyjnej ustawy o mniejszościach narodowych. Jeszcze jeden przykład obecnej degrengolady polityki polskiej.

2. Ktoś docieka, czy czytałem ,,Strach” J.T. Grossa. Przed rozmową dla Polityki (zob. Strach polski, strach żydowski) wypożyczyłem egzemplarz w Krakowie od autora, skserowałem i przeczytałem od deski do deski, choć lektura jest tak porażająca, jak ,,Sąsiadów”. To raczej polscy krytycy Grossa potępiają go bez czytania, a potem okazuje się, że jednak pisał prawdę.