Do czego służy prezydent?

Poszedłbym na Powązki zapalić świeczkę Jackowi. Ale przyziemne rzeczy chyba nie pozwolą. Wzięlibyśmy córki ze sobą. Mogłoby być tak jak podczas pogrzebu ks. Jerzego. Podobne poczucie więzi wokół człowieka-symbolu. Lech Kaczyński powiedział w radiu, że Kuroń był bohaterem – „jednym z największych bohaterów naszej historii” – i że weźmie w obronę jego dobre imię.

Prezydentury człowiek się uczy, jak wszystkiego w życiu. Wałęsa dojrzał do niej, jak już stracił urząd. Kwaśniewskiemu zeszła na naukę pierwsza kadencja, ale w drugie już wiedział, na czym to polega. Jaruzelski uczyć się w ogóle nie potrzebował, ale widzę to dopiero teraz, kiedy sam posiwiałem. Może słowa Kaczyńskiego o Kuroniu są sygnałem, że obecny prezydent robi postępy w nauce?  

Prezydent jest własnością narodu i symbolem państwa. Z wyjątkiem nadzwyczajnych sytuacji, nie może robić niczego, co podsyca napięcia, których w demokracji i tak nigdy nie brakuje. Ale prezydent jest od tego, by powiedzieć „stop” i „wara”.

Nie potrafił tego powiedzieć Kościół. A przecież zdziczenie obyczaju politycznego aż się prosi o słowo pasterzy. Nie słyszałem, żeby biskupi upomnieli telewizję Rydzyka za występ Macierewicza. Teraz jastrzębie szarpią Kuronia, jutro znów wrócą do szarpania Życińskiego i Pieronka za hamowanie lustracji w Kościele. Czy Kościół nie widzi, że też jest na celowniku snajperów rewolucji moralnej?