Stop wariatom w polityce!

Tak Waldemar Pawlak odgryzł się za przegraną w walce z PiS-em w sprawie samorządów. Ale nie hasłami wygrywa się w demkratycznej polityce, cokolwiek mówią spece od tak zwanego marketingu politycznego. Trzeba mieć pomysł i siłę zdolne mobilizować elektorat. Dopóki opozycja się nie zjednoczy, niechby i taktycznie, na razie do tych wyborów samorządowych, straszenie przez jej liderów demokraturą-dyktaturą za demokratycznym parawanem- nie pomoże.

Fakty co dzień mogą zwalać z nóg – od szarży Macierewicza przez lustracyjne upokorzenie senatorów Romaszewskiego i Piesiewicza i zapowiedź damskiego boksu w wykonaniu sejmowej komisji bankowej po wysłanie policji za bezdomnym chuliganem językowym i do rozgłośni TOK FM z obywatelskiego donosu o chorągiewkach narodowych w psim łajnie. I co na to autorytety? Bo politycy nie powinni mylić swego fachu z publicystami.     

Szczególnie poraził mnie przypadek senatora Romaszewskiego, który widząc, jak jego młodsi polityczni koledzy i sojusznicy rujnują całą jego pracę nad wadami ustawy lustracyjnej, nie zdobywa się na gest protestu i wstrzymuje się od głosu. Czego obawiał się tak zasłużony polityk? Czy i on uległ pryszczatym i uwierzył, że powszechne prawo do podglądactwa jest ważniejsze od praw obywatelskich?

Niesamowita jest ta energia arywistów, jaką puścił w ruch obóz rządzący w nadziei, że będą z tego kadry IV RP. Ale kiedy zatapia ona ludzi takich jak Romaszewski, to znaczy, że obiecywana moralna rewolucja już zaczyna zżerać swoje dzieci. Bo arywistom nie chodzi ani o Rzeczpospolitą, ani o wielką partię ludowo-chrześcijańską, a zwłaszcza o braci Kaczyńskich, tylko o… no zgadnijcie o co? Mniej widzę dziś w Polsce wariactwa politycznego, więcej obłudy i zimnego wyrachowania. Nikodem Dyzma wiecznie żywy.

PS. Za szalenie ciekawe wspisy dolnośląskie bardzo dziękuję; sam mieszkałem przez kilka lat (podstawówka) w Świdnicy i czułem to, o czym Państwo piszą, ale naturalnie nie umiałem ująć w słowa. Do dziś pamiętam, jak buszowałem po cmentarzu ewangelickim i zagladałem przez dziurkę od klucza do wnętrza zboru zbudowanego bez jednego gwoździa. Od nauczycieli słyszałem – szkoła była od zboru o rzut beretem – że byliśmy na tych ziemiach od dziada pradziada.