Test kibica

Maturę zdawałem w Zabrzu, w złotych latach Górnika Zabrze. Mam do piłki sentyment, choć na mecze nigdy nie biegałem. M. się mi wpisał, że mu się marzą media ,,polskojęzyczne” ( tak w PRL propaganda nazywała ,,Wolną Europę”) bez religii i sportu. Bo ja wiem? Zależy, o co komu chodzi. Bo jeśli o same emocje i nastroje plemienne, to mogę zrozumieć, że są ludzie, którzy uciekają od tego gdzie pieprz rośnie.

Mnie zbiorowe emocje nie przeszkadzają. W ogóle mi nie przeszkadzają. Pod warunkiem, że to nie są złe emocje, naładowane agresją i destrukcją. 

W kinie się wzruszam. Jak grają hymn narodowy w ważnych chwilach, też mnie ściska za gardło (byle hymnu nie śpiewał J.K.) Mazurek Dąbrowskiego siłą rzeczy coś dla mnie znaczy, bo to część mojego kodu kulturowego, którym porozumiewam się szybciej i sprawniej niż innymi, które siłą rzeczy znam gorzej (kawał o pingwinie jest śmieszniejszy po angielsku niż w tłumaczeniu; tak jak chyba tylko po angielsku może bawić inny: ,,a man comes to the doctor, with a lettuce up his bottom.  – I’m sorry to tell you – the doctor says – that this may just be the tip of the iceberg” ). 

Mecz Polska-Ekwador oglądałem w sali audiowizualnej w budynku redakcji. Były trąbki, gwizdki, piwo i pizza dla dorosłych, baloniki dla maluchów. Emocje purkały jak owsianka przed zdjęciem z ognia. Ale żadnych ekscesów, nawet po pierwszej, drugiej i trzeciej (nieuznanej) bramce. Zerkałem bardziej na twarze niż na telebim, bo po pierwszym kwadransie było jasne, że polska drużyna nie da rady (typowałem 2:1 dla Ekwadoru). Nawet naczelny w barwach narodowych trzymał fason, choć mina mu tężała z minuty na minutę. Jak się dowiedział przy naszym stoliku, że na sali są tacy, co w polskie zwycięstwo nie wierzą, powiedział: bo wy się na piłce nie znacie. A kolega z pracy, tak się składa, że żonaty i dzieciaty z Angielką, opowiedział, jak miał problem, kiedy ujrzał przed meczem Polska – Anglia swoje kochane córeczki w barwach Albionu, bo tak wyszykowała je mama. 

No właśnie. Międzynarodowe zawody sportowe – zwłaszcza w grach zespołowych – mogą być okazją do ćwiczenia różnych cnót indywidualnych i narodowych. W ramach tego oduczania się plemiennych atawizmów lubię kibicować przez jedną połowę meczu Polakom, a przez drugą – ich przeciwnikom. Nie jestem prawdziwym kibicem.