Kruchty, nawy, archiwa

Michał z Uppsali pyta, czy moja ,,gra w klasy” to wędrówka po kruchtach, nawach i archiwach, a Vox Populi pyta (retorycznie?), czy się przeliczyła, licząc na mnie, kiedy komentowałem sprawę ks. Zaleskiego. Sypać popiołu na głowę nie będę, ale dziękuję za braterskie napomnienie.

Teraz wstaję od komputera, żeby poszukać ,,Gry w klasy” Julio Cortazara. Znalazłem na najwyższej półce. Otworzę na chybił trafił. Zobaczymy, co to za wróżba :). Znalazłem: ,,Upał był z tych, które duszą głosy radiowych lektorów, co godzina podających komunikat meteorologiczny oraz oficjalne dementi na temat buntu w Campo de Mayo i ponurych intencji pułkownika Flappy”.

Wykładnia wróżby: XXXX XXXX XXXXX

Cortazara spotkałem w latach 70 na ulicy w Krakowie. Wyrósł przede mną raptem, wyższy ode mnie, rozczochrany, w brązowych oczach miał ciekawość świata. Tak mnie zatkało – był dla mnie pisarzem kultowym – że stanąłem. On też. Zebrałem się na odwagę i zagadnąłem po angielsku. To pan? Pan Cortazar? Błysnął w uśmiechu zębami. Chyba go ucieszyło, że został rozpoznany na ulicy w jednym z miast za żelazną kurtyną. Spytałem, czy by nie poszedł ze mną do przyjaciela, który też jest jego fanem. Mieszka niedaleko. Zrobilibyśmy Mieciowi niezłą niespodziankę. Mietek, pan Cortazar wpadł na mate, no może być kawa, bo rozumie, że w Polsce z mate może być problem. Odmówił grzecznie i życzył nam wszystkiego dobrego. Potem mi się to spotkanie śniło i śniło, wracało na jawie. Czemu odmówił? Chyba się mnie nie przestraszył? Czemu nie nalegałem? Co powinienem był powiedzieć, żeby go przekonać? Jakbym znał hiszpański! Muszę się nauczyć!

Już go od dawna nie ma na świecie, a ja wciąż sobie obiecuję, że się jeszcze nauczę.