Brawo, Francja!

Takiej frekwencji nie ma ani w Polsce, ani w USA. Francja dała przykład, jak używać demokracji. Nie tylko dziś. Kiedy do drugiej rundy pięć lat temu przeszedł nacjonalpopulista Le Pen, też masowo poszli głosować. Tym razem przeszli chyba samych siebie. Jak nam jeszcze daleko do takiej kultury obywatelskiej. Ale co się dziwić, kiedy u nas premier ogłasza, że dla PiS-u nie ma alternatywy! To tak jakby powiedział, że żadna inna partia, żadna inna idea polityczna nie ma właściwie racji bytu w Polsce pod rządami braci Kaczyńskich. To niesłychane, ale ponieważ takie rzeczy słyszymy teraz codziennie, zaczynamy się przyzwyczajać.

Francuzom można tylko pozazdrościć. Mieli w czym wybierać. Sarko, Sego, Bayrou, Le Pen to były właśnie wyraźne opcje, alternatywy – sól demokracji. Można im też pozazdrościć, że do drugiej tury przechodzą kandydaci prawicy i lewicy, a nie prawicy i prawicy, jak było u nas z Kaczyńskim i Tuskiem. Taka jasna sytuacja zmusza do wyboru, czyli mobilizuje, a przez to służy demokracji. Trzecia rzecz, której możemy pozazdrościć Francuzom po pierwszej turze wyborów prezydenckich, to początek końca lepenizmu.

Nie wiem, kto wygra w drugiej turze – gdybym był Francuzem, chyba głosowałbym na Sarkozy’ego w nadziei, że uda mu się stworzyć nową, post-chirakowską, post-gaullistowską prawicę na miarę wyzwań XXI wieku we Francji i w świecie. To byłoby ważne dla Polski – nasza prawica miałaby jakiś inny przykład niż duchy przeszłości.