Spokojnie z tym piekłem

Londyński „Times”, a za nim „Rzeczpospolita”, przerobił na sensację homilię Benedykta XVI, w której papież wspomina o piekle.

Te doniesienia brzmią, jakby Benedykt wydał wojnę liberalnym katolikom na odcinku kościelnej nauki o piekle. Nic podobnego. Wystarczy przeczytać tekst homilii wygłoszonej 25 marca w parafii św. Felicyty i Synów Męczenników na przedmieściach Rzymu.  

Wprawdzie papież nauk Kościoła nie podważa – jakże by mógł! – to jednak akcent położył na miłość. Nie straszył piekłem, ani piekła nie wychwalał. Przypomnijmy, że Kościół katolicki definiuje dziś piekło jako dotkliwy skutek dobrowolnego odwrócenia się człowieka od Bożej miłości i łaski.  Katechizm katolicki nie wchodzi w palące szczegóły. A są nawet tacy teologowie chrześcijańscy, którzy uważają, że piekło jest puste, czyli że wszyscy ludzie, nawet najwięksi grzesznicy, mogą być zbawieni.   

Trudno mi sobie wyobrazić, by papież Ratzinger, wybitny teolog, schodził na poziom przed-soborowych kazań dla maluczkich. Przedstawianie Benedykta jako papieża pragnącego przekreślić dorobek II Soboru Watykańskiego weszło ostatnio w modę u konserwatywnych katolików w Polsce i USA. Do tego ma teraz im posłużyć homilia marcowa. A prasie pokroju „Timesa”, nastawionej dość antyklerykalnie, służy ona do przedstawiania Kościoła jako beznadziejnego przypadku zacofania i ciemnoty.

Są to wszystko (nie)pobożne życzenia. Z jednej wzmianki papieża, że o piekle mało się dziś rozmawia (co i prawda), nie wynika jeszcze, że Benedykt chce uczynić z piekła fundament współczesnej pedagogiki katolickiej. Obecny papież nie podżyrował dotąd kreacjonizmu i lefebryzmu. Nie podżyruje też wizji Kościoła straszącego smołą i ogniem. Benedykt XVI jest ortodoksyjny, ale nie jest fundamentalistą.