Pomnik Szydło

Szefowa polskiego rządu włączyła się w spór prawny dotyczący świeckości państwa francuskiego. To niesłychane, bo dotąd sprzeciwiała się wszelkim ingerencjom europejskim w sprawy wewnętrzne państwa polskiego. A zwłaszcza tym dotyczącym materii prawnej.

Przedmiotem sporu jest prawie dziewięciometrowej wysokości figura Jana Pawła II, a ściślej: wielki krzyż wieńczący łuk, pod jakim umieszczono statuę. Figura umieszczona została na placyku w pewnym bretońskim miasteczku. Prawo francuskie zakazuje umieszczania symboli religijnych poza terenami prywatnymi lub obiektami takimi jak cmentarze czy kościoły.

Do sądu wpłynął więc wniosek od grupy praworządnych obywateli, aby gmina coś z tym zrobiła. To znaczy ze znakiem krzyża, bo figura papieża im nie przeszkadzała. Sądowy młyn zaczął się kręcić w 2006 r. Niestety, zdarzył się akt wandalizmu.

Ostatecznie sąd nakazał pomnik razem ze znakiem usunąć. Mer miasteczka zapowiedział apelację w Strasbourgu. Argumentuje, że gmina uczciła nie człowieka Kościoła, lecz męża stanu, a zatem nie chodzi o manifestację religijną. Nie tylko polska premier ruszyła pomnikowi na pomoc.

Dużo wcześniej podobną pomoc zaoferował burmistrz z Węgier. Gotowość zgłosiła także Kolbuszowa, miasteczko partnerskie bretońskiej gminy Ploermel, o którym tu mowa. Można to odczytać jako gest solidarności. Szczególnie w przypadku Kolbuszowej, bo ma krzyż w ciekawym godle.

Na szczeblu gminy nie musi to dziwić, ale na szczeblu rządu powinno. Gdy taki gest wykonuje szefowa rządu dużego kraju i opatruje go komentarzem sugerującym, że działa w obronie demokracji przed zakusami totalitarnymi, to gest nabiera treści politycznej i zaczyna żyć własnym życiem.

We Francji może zostać odczytany jako kuriozum, ale też jako zaczepka pod adresem zasady laickości, czyli właśnie ingerencja w wewnętrzne sprawy państwa francuskiego. To już jest rzecz poważna i trudna do zaakceptowania. Francuzi mają jednak poczucie proporcji i zapewne dyplomatycznie ofertę Szydło zignorują.

Gorzej, że pani premier myli misję szefowej rządu z misją katolickiej misjonarki. Polityk tego szczebla na taką pomyłkę pozwolić sobie nie może. Chyba że nazywa się Władimir Putin. Obecny prezydent Rosji od lat wspiera rosyjskie prawosławie za granicą, w tym w Ziemi Świętej. To zresztą reaktywacja dawnej polityki carskiej.

Co ciekawe, autorem pomnika jest znany rosyjski rzeźbiarz gruzińskiego pochodzenia, Zurab Cereteli (Tsereteli), uważany za sprzymierzeńca prezydenta Putina. Podpisał list popierający interwencję rosyjską. Jakim sposobem francuskie miasteczko przekonało rosyjskiego artystę o sławie międzynarodowej?

Cereteli nie zgadza się na żadne zmiany, ale nie jest jasne, czy zgadza się na ewentualne wygnanie swego dzieła do Polski rządzonej przez PiS, oskarżający Krem o współudział w katastrofie smoleńskiej.

A może chodzi o jeszcze coś innego? Może Szydło chce przy pomocy sprawy pomnika papieża Polaka umocnić swoją pozycję w obozie rządzącym? Prawicowy internet już bije brawo rządowej operacji „ratujmy pomnik przed cenzurą”. Ojciec Rydzyk na pewno też panią premier pochwali.

Z państwowego punktu widzenia inicjatywa szefowej rządu takiego rodzaju powinna być skonsultowana z ministrem spraw zagranicznych. Nie może sprawiać wrażenia prywatnej krucjaty. Szefowej rządu wolno wiele, ale nie wszystko.

PS Uwaga teologiczna: o ile wiadomo, w katolicyzmie oddaje się cześć pewnym obrazom, przedmiotom i figurom, ale ich samych za święte się nie uważa, bo to bałwochwalstwo. Więcej o tym u sąsiada.