Masakra w Las Vegas, czyli religia gunów

Kolejna masakra w USA. Biały mężczyzna zastrzelił z broni maszynowej co najmniej 50 osób podczas koncertu muzyki country pod gołym niebem w Las Vegas.

Setki trafiły do szpitali. W pokoju na 32. piętrze hotelu sąsiadującego z miejscem występów muzycznych znaleziono kilka sztuk tak samo śmiercionośnej broni.

Ponoć z takiej broni trudno spudłować, więc zbrodniarz nawet nie musiał znać się na strzelaniu. Nic też na razie nie wskazuje, by był terrorystą. Motywy działania są nieznane, rodzina jest zszokowana, zbrodniarz się zastrzelił.

Tak jest za każdym razem. Szok i przerażenie. Potem żądania, by rząd wreszcie coś zrobił. Potem propozycje rządu i ich okrojenie lub odrzucenie w Senacie USA. Tak było po masakrze w Newtown, gdzie zaburzony psychicznie młody mężczyzna zamordował 20 dzieci w wieku 6-7 lat, zastrzelił własną matkę i popełnił samobójstwo.

W którymś momencie do dyskusji włącza się lobby strzeleckie i skutecznie ją blokuje. No bo przecież prawo do posiadania i noszenia broni gwarantuje obywatelom druga poprawka do konstytucji (przyjęta w 1791 r., czyli jeszcze przed upadkiem naszej I Rzeczpospolitej).

Fakt konstytucyjny zamyka nie tyle usta – bo w Stanach działa wiele organizacji walczących z powszechnym dostępem do broni – ile drzwi gabinetów polityków i parlamentarzystów. Nie tylko dlatego, że konstytucja to świętość, ale też dlatego, że lobbyści mają gigantyczne fundusze i wpływy. Nawet prezydent Obama po masakrze dzieci nie dał rady dokonać jakiegoś przełomu.

Po obecnym prezydencie nie należy się spodziewać czegoś więcej niż kondolencji dla rodzin ofiar w Las Vegas. Podczas kampanii prezydenckiej Donald obwieścił, że lobby strzeleckie (NRA) ma w jego osobie przyjaciela. Całkiem możliwe, że w przewidywalnej przyszłości nic się na tym polu w Stanach zasadniczo nie zmieni. Handel bronią to wielki biznes, a kowboj z koltem u biodra to mem amerykańskiej kultury masowej.

Nieważne, że corocznie z powodu powszechnego dostępu do broni pada trupem więcej ludzi (w tym małych dzieci lub ich rodziców zastrzelonych przypadkiem z własnej broni) niż z rąk terrorystów. Ważne, że gun jest symbolem wolności. Reszta to smutne, lecz nieuniknione koszty Drugiej Poprawki. Nie ma co dyskutować.

Ameryka bez Drugiej Poprawki to nie Ameryka, tylko totalitarny koszmar, na który żaden amerykański patriota się nie zgodzi i będzie walczył przeciwko niemu właśnie z bronią w ręku. My tego nie rozumiemy w Europie, a Ameryka nie rozumie, jak Unia Europejska może ograniczać obywatelom dostęp do broni. Na tę religię gunów dość często nawracają się imigranci z Europy, w tym Polacy.

Słychać, że i u nas, pod rządami zjednoczonej prawicy, kukizowcy wyszykowali projekt prawa o szerokim dostępie do broni. Kto ciekaw, może już się z nim zapoznać. Lada moment może zostać uchwalony, a prezydent Duda, zaprzyjaźniony z kukizowcami, raczej go nie zawetuje. I tak na ściernisku zbudujemy sobie Las Vegas.