Herezje papieża Franciszka

Międzynarodowa grupa katolików ogłosiła apel do papieża Franciszka, by odwołał swoje heretyckie uwagi na temat małżeństwa i komunii dla rozwodników.

List w tej sprawie autorzy przekazali papieżowi w Watykanie przez pośrednika, lecz Franciszek nie odpowiedział, więc po miesiącu postanowiono go upowszechnić. A media, także świeckie, temat podchwyciły, bo brzmi dość sensacyjnie.

Wcześniej rozgłos w mediach zdobył list w tej samej sprawie autorstwa czterech kardynałów (nie było wśród nich Polaka). Zgłosili w nim swoje uwagi krytyczne do tego samego papieskiego dokumentu (adhortacji apostolskiej) Amoris laetitia. Jednak kardynałowie nie posunęli się tak daleko w krytyce. Nie użyli słowa „herezja”. Papież na list czterech nie odpowiedział.

Obecny list 62 duchownych i świeckich nie cofa się przed tym określeniem. Po raz pierwszy od średniowiecza stawia się papieżowi zarzut sformułowania w adhortacji siedmiu tez heretyckich. W największym skrócie chodzi o sprawę sakramentu komunii udzielanego praktykującym rozwiedzionym katolikom.

Krytycy uważają, że Franciszek gotów jest zaakceptować taką możliwość, aby wyjść naprzeciw duchowym potrzebom rozwiedzionych. A to ich zdaniem byłaby pośrednio akceptacja cudzołóstwa w przypadku katolików, którzy po rozwodzie zawarli ponownie związek małżeński.

Podpisani pod listem (jest wśród nich jeden Polak, były wykładowca KUL) odczytują dokument jako z ducha protestancki, a nie katolicki, gdyż podobnie liberalny w kwestii etyki małżeńskiej i katolickiego podejścia do małżeństwa jako instytucji sakramentalnej.

Krytyka jest więc fundamentalna: nie dość, że papież manipuluje przy sakramencie, to jeszcze przemyca do Kościoła rzymskiego herezję luterańską. Nawiasem mówiąc, list zbiega się z 500-leciem reformacji, a Franciszek wziął udział we wspólnych szwedzkich obchodach katolicko-luterańskich tej ważnej rocznicy.

Czy Watykan powinien się niepokoić? Raczej nie. Autorzy i sygnatariusze listu 62 to katoliccy tradycjonaliści o poglądach i nastawieniu podobnym do tak zwanych lefebrystów. Jedyną szerzej znaną postacią podpisaną pod dokumentem jest właśnie lefebrysta, bp Bernard Fellay, ekskomunikowany przez Jana Pawła II. Karę zdjął z niego Benedykt XVI, ale Watykan odmawia Fellayowi prawa udzielania sakramentów, czyli z punktu widzenia prawa kościelnego biskup jest w stanie suspensy.

Wśród sygnatariuszy nie ma prócz niego żadnego biskupa, a jest ich w Kościele rzymskim ok. 5 tysięcy. Nie ma też żadnego kardynała (ok. 200).

W istocie, gdyby nie internet, list nie zdobyłby rozgłosu, na który zresztą nie zasługuje. Środowiska tradycjonalistyczne są niszą w życiu codziennym Kościoła powszechnego. Aktywną i atrakcyjną dla katolików nieodnajdujących się w Kościele odnowionym po II soborze watykańskim, ale nawet jeśli na różnych kontynentach naliczymy ich milion czy dwa, to jest to margines miliardowego katolicyzmu.

W świecie polityki można by ich porównać do ultraprawicowców w demokracji liberalnej: zawsze w kontrze do wszystkiego prócz ultraprawicy.

Dlatego Franciszek zapewne list zignoruje, tak jak zignorował wcześniejszy list 4 kardynałów.