Myszka Miki ministra Glińskiego

Profesor drwi z robotnika. Od Piotra Glińskiego, wicepremiera i ministra kultury w kraju aspirującym do europejskiej czołówki, wolno oczekiwać czegoś więcej niż złośliwych żartów z Lecha Wałęsy.

Nazywanie Wałęsy, byłego prezydenta RP, Myszką Miki globalnej popkultury – zwyczajnie kompromituje Glińskiego jako urzędnika państwa polskiego. Nikt nie musi być fanem Wałęsy, lecz powinien szanować uczucia jego rodziny i tysięcy ludzi w Polsce i na świecie, którzy wciąż widzą w nim postać historyczną.

Gliński drwi z Wałęsy w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”. Trudno pojąć, jak były członek Unii Wolności, badacz i sympatyk oddolnej aktywności obywatelskiej, w tym proekologicznej, mógł wylądować w rządzie Beaty Szydło razem z rzeźnikiem lasów i zwierzyny czy z ministrem rozkazującym policji inwigilować opozycjonistów i nękać uczestników obywatelskich protestów. Jego broszka.

Ale sprawą publiczną są jego wypowiedzi i decyzje. Przekonał się o tym m.in. Teatr Polski we Wrocławiu, przekonują Narodowy Teatr Stary w Krakowie i Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a wkrótce przekona się Europejskie Centrum Solidarności, tamże.

Konserwatyzm pisowski jest rewolucyjny: polega na niszczeniu. Kulturę, historię, edukację traktuje jak teren walki ideologicznej, a nie jak dobro wspólne. I usiłuje wmówić innym, że tak jest wszędzie. Wszędzie? Może w Rosji, Chinach i na Węgrzech, ale czy to ma być teraz wzór dla polskich twórców i uczestników kultury?

Minister Gliński mówi w wywiadzie, że jego środowisko jest spokojne o przyszłość dla Polski. Nie sfałszuje wyborów, zdobędzie demokratycznie większość konstytucyjną, a Polacy nie dopuszczą do władzy „donosicieli i ulicznych nienawistników”. Nie cofa się przed mądrością, że złe emocje nie uzdrowią Polski, która „była i jest państwem katolickim” (sic!).

Te złe emocje, jak się domyślamy, zdarzają się wyłącznie zdradzieckiej opozycji, za to resort Glińskiego walczy z kultem Myszki Miki w obronie prawdy historycznej, by dzieci uczyły się i o „Bolku”, i o Lechu, ale Kaczyńskim. To, że uznany akademik z dorobkiem naukowym włącza się do kampanii nienawiści przeciwko Wałęsie, jest niepojęte. Jak im ten Wałęsa przeszkadza w kulcie Lecha Kaczyńskiego.

Okropnie smutne to wszystko, ale jeszcze smutniejsze w tym wywiadzie jest to, że minister kultury mówił dużo o pisowskiej polityce historycznej, ale nie miał niczego do powiedzenia o kulturze.