Dzisiaj Petru, jutro ty

Wiadomość o inwigilacji posła Petru i działaczy Obywateli RP to kolejny niepokojący sygnał, że zmierzamy w stronę państwa policyjnego.

Od dawna przestrzega przed tym prof. Modzelewski, wieloletni więzień polityczny PRL.  Kto się oburza, niech się zastanowi: jak nazwać państwo, w którym inwigiluje się posła opozycji parlamentarnej, a gdy sprawa staje się publicznie znana, policja tłumaczy w iście orwellowskim stylu, że chodzi jej o bezpieczeństwo posła? Jak nazwać państwo, w którym wybucha radość, że prezydent podpisał tylko jedną łamiącą konstytucję ustawę, bo mógł podpisać trzy? Jak nazwać państwo, w którym Kościołowi przypisuje się znaczącą rolę w zawetowaniu przez prezydenta dwóch antykonstytucyjnych ustaw?

Jakkolwiek takie państwo nazwiemy, nie jest to państwo, w którym obywatele mogą się czuć bezpieczni. Być może o to chodzi rządzącym dziś Polską. Być może chcą rządzić przy pomocy policji, służb specjalnych, zakulisowych spotkań polityków z biskupami. Z ich punktu widzenia byłoby to logiczne, choć dla społeczeństwa fatalne.

Skala ostatnich protestów pokazała, jak wielki jest potencjał słusznego oporu przeciwko niszczeniu demokracji i praw obywatelskich. W odpowiedzi rządzący usztywniają swoje stanowisko, zamiast przemyśleć swoją politykę od nowa. Zamykają się za kordonem bezpieczeństwa, odcinając się od niezadowolonej części społeczeństwa. Wysyłają agentów za liderami opozycji. Tworzą bazę danych uczestników protestów. Dokąd to wszystko ma nas zaprowadzić?

Państwo rządzone strachem daleko nie zajedzie. Część obywateli się przestraszy, część utwardzi w oporze. Nie można skutecznie rządzić krajem ani go reformować, wbrew znacznej części jego obywateli. Na krótką metę można opór zdławić, ale cenę moralną i polityczną prędzej czy później trzeba będzie zapłacić. Być może zauważyło to otoczenie prezydenta Dudy i sam prezydent – i stąd jego weta.

Jednak prawdziwym testem dla pana Dudy będą losy projektów ustaw o SN i KRS, jakie obiecał przedstawić parlamentowi kontrolowanemu przez PiS. Obawiam się, że rację mają ci, którzy pomysł Dudy uważają za pułapkę, jaką sam na siebie zastawił. PiS przerobi mu projekty na swoje, zmuszając go albo do kapitulacji, albo do zawetowania przerobionych ustaw. Jedno i drugie oznacza polityczny blamaż. Zresztą nie ma co o tym za dużo spekulować, bo przecież słychać plotki, że Kaczyński ma już plan obezwładnienia wet prezydenta, zanim Duda zdąży je formalnie zgłosić. Rzecz jasna, prezes na protesty ulicy i zagranicy nie będzie się oglądał.

Służby specjalne kontrolowane przez PiS zaprzeczają, że inwigilacja Petru i innych działaczy ma miejsce. Inwigilacja to metoda PO – insynuuje rzecznik ABW. Zapewnia on, że za rządów PiS nikt nie będzie inwigilowany za poglądy polityczne. Jasne, że nie będzie. Będzie inwigilowany za łamanie prawa stanowionego przez PiS. A kto łamie prawo, rozstrzygać będą sędziowie ulegli obecnej władzy. Do tego doszliśmy u progu stulecia odzyskania niepodległości. Jak będziemy mogli wspólnie i godnie obchodzić tę piękną rocznicę w takich warunkach?