Polski lipiec 2017?

4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm, w lipcu 2017 r. kończy się w Polsce demokracja konstytucyjna. Rządzący ignorują głos obywateli, choć tyle o obywatelach mówili i mówią w swej propagandzie. Obywatel dla nich to wyborca PiS. To prosta droga do konfrontacji. Tak już było pod koniec PRL i teraz to się powtarza.

Obywatelska reakcja na lipcowy zamach na rządy prawa w Polsce jest budująca. Dziesiątki tysięcy ludzi w dziesiątkach dużych i mniejszych miast. Atmosfera, jaką pamiętam z gorącego strajkowego lata 1980 r. Ponad podziałami, mnóstwo ludzi młodych, z dziećmi. Zatroskanych, przejętych, solidarnych. Dla młodych to pierwsze bezcenne doświadczenie uczestnictwa w tworzeniu historii. Z nich wyrosną przyszli liderzy.

Tamtego lata nie było demokracji, dziś w sensie ustroju prawnego też już nie ma. Ale kilka tygodni później wybuchła pierwsza Solidarność. Podobnie może być z obecną władzą. Niesamowite, że w PiS są ludzie, którzy przecież pamiętają, jak skończyła się polityka i propaganda pezetpeerowskiej większości parlamentarnej, ale zdają się w ogóle o tym nie myśleć. Nie widzą, tak jak tamta władza, że ośrodków sprzeciwu z dnia na dzień przybywa.

Szczególne wrażenie robią manifestacje, takie jak ta w Lubaczowie, gdzie większość głosuje na PiS. Mimo to młoda lubaczowianka idzie w poniedziałek z koleżanką pod sąd rejonowy (Gowin nie zdążył zlikwidować) zapalić znicz w imię demokracji. W czwartek już nie są same we dwie. Pod sąd przyszło kilkanaście osób. To się nazywa odwaga cywilna.

Nie wiadomo, co przed nami. Stan wojenny czy opamiętanie w obozie władzy pod naciskiem pokojowej obywatelskiej ulicy? Lecz uderza różnica między obecnymi protestami (ze światłami zamiast pochodni, z czytaniem pięknej preambuły naszej konstytucji i jej fragmentów o naszych prawach, ze zbiorowym hymnem do wolności) a nienawistnymi miesięcznicami.

Latem 1980 r. władza też miała wszystko, od mediów po ZOMO. Też nie pokazywała strajków i protestujących w TVP, też śmiała się im w twarz, jak dziś poseł Piotrowicz, i groziła więzieniem, jak teraz poseł Kaczyński. Dziesięć lat później już nie było ani tej władzy, ani państwa, którym rządziła.

Pisowska władza popełnia te same grzechy. Zaledwie dwa lata od wygranej nabrała buty i arogancji, uprawia propagandę sukcesu, niepokornych obywateli obrzuca wyzwiskami, tłumy protestujące w Warszawie nazywa spacerującymi, jak kiedyś zbuntowanych robotników PZPR nazywała warchołami, a manifestantów przeciwko stanowi wojennemu – chuliganami.

Premierka wygłasza przemówienia w stylu wypisz wymaluj późnego Gomułki, dygnitarze rządowi i prezydent, jak w PRL, odgrażają się, że demokratycznemu światu nic do tego, że niszczą demokrację w Polsce. Prezes oznajmia opozycji, że będą siedzieć. Może będą, ale to zaszczyt siedzieć za wolność i demokrację, za prawa człowieka i praworządność.

Na dodatek podszyta strachem furia rządzących powoduje, że już rośnie nowa, młoda opozycja. Otwiera się nowy rozdział w historii „polskich miesięcy”.