Czy następne wybory będą wolne?

Skąd ma się wziąć lider zdolny odsunąć PiS od władzy? Trochę rozpaczliwe te poszukiwania. Trochę bezradne i podszyte beznadzieją. Bo kto powiedział, że potrzebny jest nowy lider, skoro liderzy są. Tacy, jacy są, ale mają tę przewagę nad wirtualnymi, że istnieją i reprezentują część społeczeństwa. Zresztą nikt nie wie, skąd się ten wybawiciel weźmie, bo zawsze jest inaczej, niż nam się wydaje.

Ale jedno wiemy: jeśli PiS ma utracić władzę, to w wyniku wolnych wyborów. I tu zaczyna się realny, polityczny, systemowy problem. Bo przecież nie ma pewności, że PiS pozwoli na wolne i uczciwe wybory. A zatem żaden polski Macron, nawet jeśliby się pojawił, i tak Polski od PiS nie uwolni.

W tej kluczowej dla naszej demokratycznej przyszłości są w zasadzie dwie opcje. Jedni raczej wątpią, że wybory będą dalej wolne i uczciwe. Drudzy uważają, że na razie PiS nie musi gmyrać przy wyniku, bo wygra następne wybory parlamentarne bez manipulacji. Niemniej hasło Kaczyńskiego, że trzeba rąk do liczenia głosów, zabrzmiało złowieszczo.

To hasło brzmi jak dyrektywa do działania dla aparatu i sympatyków partii. Zaskakujące, bo wynika z niego, jakby Kaczyński wciąż wierzył, że wyniki poprzednich wyborów, które PiS tyle razy przegrywał, były sfałszowane i że to się może powtórzyć, choć dziś PiS rządzi. Jak mogłoby się powtórzyć, skoro PiS ma gotowy plan likwidacji obecnego systemu wyborczego – przecież nie po to, aby sobie zaszkodzić. Od dawna Kaczyńskiemu suflują, jak ten system unieszkodliwić, teraz PiS może swobodnie zabrać się do jego rozmontowania. Tak jak rozmontowuje porządek konstytucyjny, trójpodział władz i praworządność.

Czy to ważne? Fundamentalnie! Ale tylko dla tych, którzy nie chcą żyć w demokracji fasadowej, narodowej, socjalistycznej, bezprzymiotnikowej itd. Którym to nie jest obojętne, w jakim państwie żyją. Jeśli nie ma wolnych i uczciwych wyborów, nie ma demokracji nazywanej liberalną, a de facto tylko demokracja liberalna, oparta na pluralizmie politycznym, wolnościach obywatelskich i rządach prawa, a nie partii i jednostki, jest demokracją.

Miejmy nadzieję, że większość naszego społeczeństwa wciąż woli demokrację niż autorytaryzm. Ale pewności nie ma. Na ulice w jej obronie wychodzi niewielka mniejszość. Może zaszła jakaś zmiana, tak jak w przypadku stosunku do kwestii uchodźców? Może rośnie przyzwolenie dla demokracji w wydaniu pisowskim, czyli narodowej, a zatem nie dla wszystkich, a jeśli nie dla wszystkich, to już nie demokracji.

Jeśli tak, to jest po wolnych i uczciwych wyborach. Znajdą się pisowskie ręce do liczenia głosów i pisowscy komisarze wyborczy, którzy ogłoszą, że czarne jest białe. Tak jak antywolnościowy PiS ogłasza ustami Kaczyńskiego, że jest partią wolności i wyskakuje ze sloganem: Polska jest jedna, a codziennie kopie nowe rowy podziałów w społeczeństwie. W pisowskiej nowomowie to hasło jest kryptonimem Polski pod wyłączną kontrolą PiS. Dla innych miejsca w niej nie ma. A wrotami do tego raju są wybory, w których zawsze wygrywa PiS.