Narodowa deprawacja

W Radomiu w rocznicę robotniczego protestu z 1976 r. prawicowi chuligani napadli na działacza lokalnego KOD, który świętował historyczny zryw przeciwko rządom PZPR. Ostrzegamy od dawna, że tolerowanie takich incydentów oswaja sięganie po polityczną przemoc przeciwko obywatelom, którzy powinni być przed nią chronieni przez państwo. Zaatakowany w Radomiu nie był chroniony. Policja nie chroniła manifestacji kodowskiej.

W państwie demokratycznym ochrona policyjna przysługuje każdej zgodnej z prawem manifestacji. Jeśli państwo jedne chroni, a innych nie chroni, choć są zgodne z prawem, to przestaje być demokratyczne. Polacy swój rozum mają. Śledzą media, wyciągają wnioski. Przekaz jest taki: warto być w przyjaźni z pisowską władzą, lepiej się nie wychylać. Tak jak w PRL.

Po haniebnej sprawie Igora Stachowiaka nikomu w pisowskim rządzie włos z głowy nie spadł. Mimo wzburzenia, mimo debaty po stronie nierządowej, mimo wielokrotnego pokazywania w TVN scen sadyzmu z udziałem policjantów. Kara, bardzo skromna i spóźniona, dotknęła część sprawców, przełożonym w resorcie włos z głowy nie spadł, a powinien. Można mieć wrażenie, że w państwie pisowskim panuje klimat bezkarności funkcjonariuszy na szczycie władzy i zastraszania osób, które pozostają od niej niezależne.

Jeszcze za prezydentury Lecha Kaczyńskiego jego brat respektował autonomię sądów i szacunek dla ich wyroków. Dziś, gdy PiS znów rządzi i ma większość parlamentarną, premierka publicznie wespół z ministrem sprawiedliwości atakuje sędziego, którego orzeczenie im się nie podoba.

W świat idzie sygnał: w Polsce politycy podważają podstawę praworządności. Polityk może wywierać publicznie presję na sędziów. A obywatele mający krytyczny stosunek do obecnej władzy to nie rywale polityczni, tylko wrogowie. To też zwiastuje kryzys naszego państwa demokratycznego. Społeczeństwo, w którym przeciwników uważa się za wrogów, prędzej czy później się rozpadnie lub przyzwoli na dyktaturę.

Trudno się pogodzić z tym, że dziś z góry płynie przykład, że można kłamać, łamać konstytucję, ograniczać prawa obywatelskie, szykanować wartościowych ludzi, którzy są niezależni od rządzących. Że można wszystkim hurtem dorabiać gębę anty-Polaka czy antyczłowieka i donosić na nich do obecnej władzy ku jej aprobacie: casus Frljić, casus Owsiak, casus Bodnar. Że można wbrew prawu i sprawiedliwości budować swoje prywatne fortuny na stanowiskach publicznych, uprawiać na potęgę nepotyzm, stroić się w kostium patrioty, gdy to przynosi profity.

Patriotyzm niezdolny do krytycznej refleksji nad historią narodu wyradza się w bezkrytyczny nacjonalizm, który jest wartością tylko dla jego wyznawców, a nie całego społeczeństwa.

Skutków tego zniszczenia moralnego nie da się szybko naprawić. Jak obywatele mają szanować państwo i prawo, kiedy sam prezydent oraz inni rządzący swoimi działaniami niszczą autorytet państwa i prawa?

Za tę deprawację, niszczenie państwa jako dobra wspólnego, zapłacimy wszyscy, choć nie wszyscy z nas, obywateli, biorą udział w deprawacji. Polska naprawdę zasługuje na więcej, ale czy ta Polska jeszcze istnieje?