Prezydent straszy przelewem krwi

W pisowskiej telewizji prywatnej prezydent Duda postraszył przelewem krwi. Insynuował, że opozycja obywatelska chce podczas kolejnej miesięcznicy sprowokować zamieszki i przelew krwi.

Duda wrócił do tezy z czasu kryzysu parlamentarnego sprowokowanego w zeszłym roku nie przez opozycję, tylko przez pisowskiego marszałka Sejmu. Doradca prezydenta, prof. Zybertowicz, ten od rozwibrowywania Polski, ogłosił wtedy, że jeśli dojdzie do przelewu krwi, to będą ją mieli na rękach… Schetyna i Kijowski.

Boże, jakich czasów dożyliśmy w wolnej Polsce: straszenia przez demokratycznie wybranego prezydenta jednych obywateli innymi! Co te jego słowa właściwie mają znaczyć? Czy są pogróżką? Kolejnym sygnałem, że pisowski obóz władzy żyje w świecie paranoi wietrzącej wszędzie spiski przeciwko sobie? Typowym dla Dudy i innych polityków PiS mieleniem językiem bez pomyślunku?

Opozycja demokratyczna powinna wziąć pod uwagę, że podczas miesięcznicy czy innego pisowskiego wydarzenia publicznego ktoś niebędący w tej opozycji podszyje się pod sympatyka Obywateli RP lub innej opozycyjnej formacji i sprowokuje zamieszki, a nawet rozlew krwi. To klasyczne metody walki z opozycją w państwach niedemokratycznych. Pod tym pretekstem mogłyby się później posypać aresztowania i represje.

To niebywałe, że prezydent Duda mówi takie rzeczy o opozycji. Elementarną zasadą systemu demokratycznego jest istnienie legalnej opozycji antyrządowej. Nikt nie powinien być prześladowany tylko dlatego, że nie zgadza się z polityką obozu władzy, że ma inny ogląd sytuacji i w związku z tym protestuje publicznie, nawet w formie pokojowego nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Prezydent straszący bez żadnych dowodów rozlewem krwi sprowokowanym przez opozycję zachowuje się jak przywódca autorytarny, wykluczający przeciwników politycznych z przestrzeni publicznej.

Niebywałe są też sposoby walki z obecną opozycją demokratyczną. Najpierw uchwala się dzięki bezsilności opozycji ustawę naruszającą konstytucyjną gwarancję wolności zgromadzeń i wolności słowa, a następnie szykanuje się na mocy tej restrykcyjnej ustawy ludzi przeciwko temu słusznie protestującym.

Niebywałe jest zachowanie szefowej rządu, która na użytek zewnętrzny deklaruje, że w Polsce pod rządami PiS „praworządność ma się jak najlepiej”. Pani premier jakby nie rozumiała, że jej słowa podlegają niezależnej weryfikacji w kraju i za granicą. I że nie wszystkim można wmawiać swoją postprawdę w sprawie praworządności, uchodźców i pozycji międzynarodowej Polski pod rządami PiS.

To, co przejdzie na wiecach ludowych w Polsce, nie przejdzie na dobrze poinformowanych forach europejskich. Których zresztą pani Szydło dlatego unika, bo miałaby trudność z wciskaniem pisowskiej postprawdy, zwłaszcza, że nie zna żadnego języka zachodniego. A rozpaczliwe próby budowy „kontr-Unii” w UE pogłębią izolację pisowskiej Warszawy.

Wcale nie ma się z czego cieszyć. Wypowiedzi prezydenta i premierki są nieprzemakalne na rzeczywistość. Potwierdzają najgorsze spekulacje, że PiS dąży do konfrontacji z liderami UE, aby wykorzystać spór do wyjścia z Unii. Temu samemu prawdopodobnie służyć będzie wizyta Trumpa w Polsce, o ile do niej dojdzie.

Trudno uwierzyć, że to wszystko się dzieje blisko trzydzieści lat po odrodzeniu demokratycznego państwa polskiego. Frasyniukowi grozi się więzieniem, działaczce dawnej opozycji antykomunistycznej każe się na policji tłumaczyć, dlaczego protestowała przeciwko tolerowaniu neofaszystów w przestrzeni publicznej.

Jaka kara spotka Lecha Wałęsę, jeśli pójdzie na kontrmanifestację smoleńską? Rozpaczliwie trwonimy wspólny przecież dorobek pierwszych dekad naszej trzeciej niepodległości. Za to może nas spotkać ciężka kara: Polska słaba, bo izolowana, podzielona do rdzenia, nieszanująca praw, które sama ustanowiła, i ograniczająca prawa obywateli popierających legalną opozycję, może długo nie przetrwać, gdy jakiś niedźwiedź znów zechce nas bratersko przytulić.