Jak walczyć z terroryzmem?

W Europie toczy się dyskusja, jak walczyć skutecznie z terroryzmem naszych czasów. Z wcześniejszymi formami terroryzmu demokracje zachodnie miały wielki problem, ale sobie poradziły – z północnoirlandzkim, z baskijskim, z korsykańskim, z lewicowym w RFN, z lewicowym i prawicowym we Włoszech, z palestyńskim w Izraelu.

To jednak czasy sprzed upadku muru berlińskiego, globalizmu i internetu. Dziś wyzwanie jest inne, choć cel terrorystów zasadniczo ten sam: destabilizować sytuację, a skutki destabilizacji wykorzystywać politycznie do walki o swoje cele. Może nimi być niepodległość, obalenie kapitalizmu lub rządu.

Dziś jest nim w Europie sianie chaosu i podważanie wiary w wartości demokratyczne. Chodzi o to, by społeczeństwo demokratyczne rozwibrować tak, by zwróciło się przeciwko samemu sobie: po co nam demokracja, skoro nie zapewnia naszego bezpieczeństwa, a wolności obywatelskie są wykorzystywane do ataku na nas?

Na finiszu brytyjskiej kampanii wyborczej premier May, po kolejnym, trzecim w ciągu trzech miesięcy, tragicznym w skutkach zamachu spowodowanym przez islamistycznych ekstremistów, ogłosiła: dosyć tego! I zapowiedziała zaostrzenie prawa antyterrorystycznego. W tym: wyższe kary, możliwość deportacji bez pełnego materiału dowodowego, w ostateczności zablokowanie portali i forów ekstremistycznych w internecie („opcja nuklearna”).

Tylko że sedno problemu polega nie tylko na tym. Ekstremiści gotowi zabijać przpadkowych niewinnych ludzi, w tym dzieci, byli obywatelami brytyjskimi. Ulegli ekstremistycznej ideologii we własnym kraju, w którym chodzili do szkoły i na uczelnie funkcjonujące na zasadach otwartości i tolerancji. Nie byli uchodźcami ani radykałami od kolebki. Nie jest to bynajmniej żadnym rozgrzeszeniem ich bestialstwa.

Co więc zawiodło? System edukacyjny, rodzina, społeczność lokalna, wszystko na raz? W dyskusji brytyskiej eksperci zaznaczają, że skuteczna walka z islamistycznym ekstremizmem zaczyna się tam, gdzie on się rodzi: w środowisku rówieśniczym młodych ludzi konfrontowanych z wojownikami wojny kulturowej z zachodnią cywilizacją wolności.

Ci młodzi ludzie nie czują się w niej u siebie, mają problem z tożsamością, nie wiedzą, jak reagować na interwencje zbrojne swoich państw przeciwko krajom zmieszkiwanym przez ludzi wyznających tę samą religię islamską. Pierwsza lekcja jest więc taka: do walki z radykalizacją prowadzącą do terroryzmu potrzebne są nie tylko policja, służba bezpieczeństwa, sprawny monitoring, twarda ustawa antyterrorystyczna, lecz także praca edukacyjna i społeczna. Jedno i drugie kosztuje, trudno. Walka nie będzie skuteczna bez współpracy z liderami lokalnej społeczności. I bez rozbudowanej sieci kontaktów wśród jej członków.

Ale jest też wyzwanie wolnościowe. W praworządnym państwie nie można ludzi bez powodu wpisywać na policyjną czarną listę, nie można bez powodu i dowodu pozbawiać ich praw obywatelskich, na przykład odbierać im paszportu lub trzymać w areszcie bez zgody sądu dłużej, niż zezwala na to prawo. Dlatego większość osób zatrzymanych w Manchesterze w związku z zamachem pod halą widowiskową została już zwolniona. W państwach autorytarnych na wszelki wypadek trzymano by takie osoby, jak długo się da, bo a nuż coś zdradzą?

Lekcja druga jest więc taka: w walce z terroryzmem ofiarą nie mogą być prawa i swobody obywatelskie. Nie tylko dlatego, że tego nie da się usprawiedliwić na gruncie demokracji. Także z powodów praktycznych. Bezprawne ograniczanie praw obywatelskich podważa zaufanie obywateli do państwa, co jest zagrożeniem dla systemu demokratycznego. A traktowanie jakiejś grupy własnych obywateli hurtem jako podejrzanych sprzyja ich radykalizacji i tak koło się zamyka.