Szlachta PiS: sprawa prof. Morawskiego

Jak wynika z reportażu TVN 24, prof. Lech  Morawski, sędzia-niesędzia Trybunału Konstytucyjnego, nie przyznaje się do spowodowania wypadku drogowego, w którym poważnie ucierpiał kierowca furgonetki uderzonej przez samochód prowadzony przez znanego prawnika.

Morawski, owszem, zatrzymał się na poboczu, ale do przewróconej furgonetki nie podszedł i nie sprawdził osobiście, czy jej kierowca nie potrzebuje pomocy. Chciał, jak twierdzi przed kamerą, jakoś pomóc ofierze, choć to ona według profesora ponosi odpowiedzialność za wypadek, ale ostatecznie dowodem empatii był telefon wykonany do poszkodowanego przez żonę profesora. Sprawa ciągnie się do dzisiaj bez konkluzji, czyli wskazania winowajcy. Ostatnio nowa ekspertyza, cytowana w reportażu dla programu Czarno na białym, potwierdziła, że sprawcą feralnego najechania na furgonetkę przez wyprzedzający ją samochód osobowy, był jego kierowca, czyli Morawski. Morawski zaprzecza i obarcza winą kierowcę furgonetki.

Powstaje pytanie, czemu przed nominacją Morawskiego na sędziego TK nie wzięto pod uwagę nierozstrzygniętej ostatecznie sprawy wypadku. Przecież sędzia tak wysokiej rangi powinien być czysty jak łza. A tak na jego przykładzie potwierdza się przykra prawda, że w państwie pod rządami PiS nadal są równi i równiejsi. Obywatel niepowiązany z obecną pisowską elitą władzy i wpływu nie może się doczekać sprawiedliwego wyroku i wynikających z niego należnych mu odszkodowań.

Bulwersuje nie tylko to. Prof. Morawski zasłynął niedawno słowami, że jest jednocześnie reprezentantem władzy sądowniczej (TK) i władz rządowych. Skonsternowanym uczestnikom konferencji naukowej w Oksfordzie starał się to przedstawić jako rzecz dopuszczalną w systemie trójpodziału władzy, który wciąż w Polsce obowiązuje, choć podlega demontażowi wskutek polityki obecnego rządu.

Niestety, ma w tym swój udział strażnik prawa Rzeczpospolitej, prezydent Duda. To on zaprzysiągł nocą prof. Morawskiego na sędziego TK, choć miejsce było zajęte. Wprowadzał tym samym chaos prawny, polegający na produkowaniu tzw. sędziów dublerów, w tym Morawskiego, zamiast chronić TK przed pozbawianiem go niezależności od władzy politycznej.

Za to milczy do dziś w sprawie bezprawnej decyzji obecnej premier, która uporczywie odmawia opublikowania ważnej i niekorzystnej dla polityki PiS uchwały TK podjętej za prezesury prof. Rzeplińskiego. Poczynania prezydenta i premier w majestacie urzędu naruszają zasady demokratycznego państwa prawa. To znaczy, że prawo się nie liczy lub liczy się wtedy, gdy to rządzącym pasuje.

Prof. Morawski uchodzi za wybitnego prawnika. Jak to możliwe, że przyjmuje funkcję sędziego TK, wiedząc, że to niezgodne z prawem, a moralnie niegodne? W reportażu słyszymy, że Morawski uważa się za „republikanina”, co tu konkretnie oznacza sympatyka PiS, bo profesor był w komitecie poparcia prezydentury Andrzeja Dudy. A także prowincjonalnego konserwatystę, który wywołuje śmiech na sali, kiedy oznajmia, że obecny rząd, choć nie popiera homoseksualizmu, to homoseksualistów toleruje.

Dowiadujemy się także, że na Morawskim wielkie i pozytywne wrażenie zrobił wymyślony przez pisarza i poetę Jarosława M. Rymkiewicza podział Polaków na patriotów i kolaborantów.

Wolno przypuszczać, że Morawski widzi siebie jako patriotę, a swych krytyków jako kolaborantów z Tuskiem i UE, co w jego oczach i dla obecnej władzy jest licencją niemal na wszystko i z niemal wszystkiego rozgrzesza. W tym z pogardy dla systemu prawnego zbudowanego po 1989 r. Rymkiewicz, poniekąd nadworny literat PiS, opiewa swym wybitnym piórem polskość sarmacką, anarchiczną, tę, która wyroki sądów miała za świstki pergaminu i sprzeciwiała się próbom budowy nowoczesnego państwa polskiego w imię prymatu szlacheckiej wolności.

Co by to dzisiaj oznaczało? Ano to, co obserwujemy od dojścia PiS do władzy: odrzucenie dorobku III RP i zasad, na jakich się opiera. Pisowska elita władzy to ma być nowa „szlachta” republikańska, której wolno więcej niż szaraczkom wożącym towar furgonetką, a tym bardziej więcej niż wskazywanym przez nią samą „zdrajcom” i kolaborantom. Jeśli tak będzie dalej, to skończy się tak, jak skończyła się prawdziwa szlachecka Polska: utratą w takiej czy i innej formie własnego państwa.