Marsz marzenie

To było w punkt. Mnóstwo ludzi, mnóstwo flag narodowych i europejskich, przemyślane mowy wiecowe, zastrzyk energii, pozytywne przesłanie do społeczeństwa.

Marsz Wolności to spłata długu wdzięczności, jaki Platforma Obywatelska ma u powracających do niej po długiej nieobecności. Ale to nie tylko sukces PO, lecz całej demokratycznej opozycji parlamentarnej i obywateli bezpartyjnych. Powiało nadzieją, organizatorzy marszu spisali się na medal wolności.

Na Kukiza nikt tu nie liczy, za to kłuła w oczy absencja lewicy. Wielka szkoda. Puste miejsce próbował godnie wypełnić senator Borowski. Trudno pojąć polityczne kalkulacje Razem, Inicjatywy Polskiej czy SLD. W polityce można czekać, zgoda, ale trzeba też mieć wyczucie, kiedy należy przerwać czekanie. Bo można zwyczajnie nie doczekać. Nie wiem, czy starą i nową lewicę na marsz zapraszano, lecz jestem przekonany, że jej miejsce było w sobotę na manifestacji w obronie wartości demokratycznych, a przecież to są także wartości lewicy.

Tym razem opozycja nie przepraszała, że jeszcze dycha. Wstała z kolan i pogroziła palcem władzy łamiącej zasady prawa i sprawiedliwości. Nie tylko obecnej elicie, ale też zwykłym urzędnikom i funkcjonariuszom, którzy w tym łamaniu praworządności czynnie uczestniczą.

Ale prócz ostrzeżeń liderzy opozycji demokratycznej zarysowali też program polityczny: walka o zachowanie niezależności samorządów (świetny pomysł z zaproszeniem prezydentów Poznania i Legionowa i obrońców podopolskiej gminy Dobrzeń Wielki), o niezawisłości sędziów, o zatrzymanie niszczącej szanse edukacyjne młodzieży wiejskiej „deformy” wdrażanej na siłę przez minister Zalewską (kolejny świetny pomysł z oddaniem głosu reprezentantce rodziców przeciwnych zmianom) oraz o niewyprowadzanie Polski z UE i niemydlenie oczu obywatom hasłem nowej konstytucji.

Padła ważna deklaracja o wspólnej liście na wybory samorządowe. „Odbicie” wsi (i ochotniczej straży pożarnej) z rąk PiS obiecał szef w asyście panów Jarubasa i Kalinowskiego. Ryszard Petru apelował o delegalizację ONR i obronę rozdziału państwa od Kościoła. Ewa Kopacz obiecała walkę o prawa kobiet. Wezwanie do jedności opozycji wracało wielokrotnie, oby nie tylko retorycznie. Na koniec przyłożył San Escobarem Big Cyc. Co za ulga w porównaniu z mundurowymi marszami neofaszystów. Fiesta wolności zamiast ryku nienawiści.

Trzy razy w czasie marszu pstryknąłem TVP Info. Przerabiali jakiś temat gospodarczy. Mediom pisowskim wydaje się, że jak marszu wolności nie ma u nich na antenie, to nie ma go w rzeczywistości. Dokładnie ten sam błąd popełniały kontrolowane przez PZPR media epoki PRL.

No cóż, PiS nie ma władzy nad rzeczywistością: marsz był i będą następne, aż do skutku. „A prawo niech zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”. Bo inaczej, żartował lider KOD Krzysztof Łoziński, „znajdą się taczki na dudy i kaczki”.