28 dni protestu: po co?

Nie ma opozycji, nie ma parlamentu. Weszliśmy na ten etap. Nie cieszę się z porażki protestu opozycji. Martwię się nią. Nie dlatego, że wolałbym przedłużanie i eskalację kryzysu sejmowego. Wolałbym zdrowy kompromis.

Przypomnijmy, dlaczego do niego nie doszło. Opozycja przedstawiła fakty wskazujące, że budżet mógł być uchwalony niezgodnie z prawem. Stanęła za bezpodstawnie wykluczonym z obrad przez marszałka Kuchcińskiego posłem PO. Domagała się swobodnego dostępu mediów do parlamentarzystów. Żądała dymisji Kuchcińskiego, który sprowokował kryzys parlamentarny.

Tymczasem PiS uznał budżet za legalnie przyjęty i oczekuje podpisu prezydenta, który z pewnością oczekiwanie spełni. Nawiasem mówiąc, zapomniano w tym sporze o tzw. ustawie dezubekizacyjnej. Czy opozycja jest pewna, że jej legalność nie budzi wątpliwości?

Dalej: Kuchciński zachował drugi urząd w państwie bez słowa przeprosin. Media wróciły do pracy w Sejmie, ale bez gwarancji, że PiS nie podejmie kolejnej próby ich „uporządkowania”. Politykom PiS media, z wyjątkiem pisowskich, tak bardzo przeszkadzają, że poseł Kaczyński i marszałek Kuchciński poruszają się ostatnio otoczeni mundurowymi.

Minister Błaszczak w radiu rozwijał myśl posła Kaczyńskiego o rzekomym ciężkim łamaniu prawa przez opozycję blokującą mównicę i fotel marszałka. Jak ciężkim należy wobec tego nazwać łamanie przez obecną większość parlamentarną konstytucji? Błaszczak wywiera presję na opozycję, przypominając ciągle, jak surowe kary, nawet 10 lat więzienia, mogą na nią spaść za protest.

Celem Kaczyńskiego było rozbicie trzonu opozycji, który tworzyły PO i Nowoczesna. Ten cel osiągnął z dużą pomocą samego trzonu. Być może kluczowe są tu dwa nienagłośnione spotkania. Schetyny z Kaczyńskim (szef PO zaprzeczył, że takie było, ale niezbyt przekonująco). I Petru z kard. Nyczem (Petru nie potwierdza i nie zaprzecza). Może były dobre powody do tych spotkań, ale takiego kryzysu nie rozwiąże się zakulisowo.

Czwartkowe zawieszenie protestu PO kończy sejmowy dramat polityczny. Zapamiętamy na długo nie tylko blokadę w Sejmie i przed Sejmem, strach liderów PiS, oddziały policji, agentów BOR, bariery i zapory, ale także słabnięcie determinacji protestujących w sali plenarnej i na ulicach.

PiS grał na przeczekanie protestu, na topnienie sympatii społecznej do protestujących, na efekt zmęczenia i niepewności wśród opozycji parlamentarnej (trudno zaliczyć do niej PSL i Kukiza). I nie przeliczył się. Po prawie miesiącu protest się wypalił. Wątpię, czy przybierze „inne formy” zapowiadane przez kapitulującego Petru i czy zostanie kiedyś „odwieszony” przez Schetynę.

Wprawdzie szef PO nie osiągnął żadnego z deklarowanych celów i nie kończy akcji sejmowej z twarzą, to udało mu się zmajoryzować Petru. To jednak niewiele, a może nic, bo sama Platforma będzie miała teraz w parlamencie jeszcze gorszą sytuację niż przed protestem i w trakcie jego trwania.

Jeśli spora część społeczeństwa, gotowa ciągle głosować na PO, czegoś się spodziewała, to chyba nie cofnięcia się aż tak głębokiego. Czyli kompromisu, ale takiego, który kosztowałby politycznie także inicjatora i egzekutora kryzysu.

Coś za coś. Zakończenie protestu w zamian za reasumpcję głosowania nad budżetem, ustąpienie Kuchcińskiego ze stanowiska, wspólna deklaracja o demokratycznych zasadach działania parlamentu. A co jest? Kaczyński posuwa się do insynuacji o puczu, który miałby odebrać społeczeństwu przywileje socjalne.

Kaczyński powtarza, że demokracja polega na tym, że większość rządzi. Owszem, większość rządzi, ale nie ma mandatu do łamania praworządności i spychania opozycji na margines metodami propagandowych i policyjnych nacisków, kłamliwej dyskredytacji, insynuacji.

28 dni protestu nie poszło na marne społecznie, ale politycznie umocniło obecną władzę dzięki rozbiciu opozycji. Kryzys trwa, choć sala plenarna świeci głuchą pustką. Kryzys trwa, bo PiS rządzi metodą wywoływania konfliktów i kreowania wrogów. Inaczej nie potrafi i nie chce.