Kościół nie pomoże w kryzysie

Radosne święto Trzech Króli nie wszystkich raduje. Nie raduje tych, którzy przejmują się obecnym kryzysem politycznym. Kościół instytucjonalny – biskupi, księża, działacze – jest częścią tego problemu. Duchowni pójdą w orszakach, potem wszystko wróci do normy, czyli do wspierania z ambon jednej strony obecnego sporu.

Spór jest poważny. Tak poważny, tak dzielący społeczeństwo, że nasuwa się porównanie z okresem stanu wojennego. Wtedy Kościół wsparł moralnie i materialnie rodziny internowanych, wzywał do dialogu, unikał politycznego zaangażowania po stronie Solidarności, choć w znacznej części z nią sympatyzował.

Jednak konflikt nie słabł, słabła władza i zepchnięta do podziemia Solidarność. W tej sytuacji rósł w siłę Kościół. Obie strony zaczęły w nim widzieć arbitra. Tak od stanu wojennego Polska doszła do rozmów i porozumień Okrągłego Stołu, otwierających drogę do pokojowej zmiany systemu z autorytarnego na demokratyczny. Kościół pomagał do nich doprowadzić i był symbolicznie obecny podczas ich inauguracji. Godzili się na to i ludzie Solidarności, i ludzie ówczesnej władzy.

W państwie niedemokratycznym, jakim była Polska Ludowa, w sporze między Solidarnością a władzą nie było innego arbitra niż Kościół, bo prócz niego nie było niezależnych instytucji, które mogłyby być mediatorem.

Dziś Kościół tej roli by nie mógł odegrać, w oczach wielu, także katolików, sprzymierzył się z jedną stroną dzisiejszego sporu. Misja dobrych usług, jaka prowadziłaby do jakiegoś okrągłego stołu między opozycją a władzą, byłaby niemożliwa. Kogokolwiek Kościół by do niej zgłosił, naraziłby się na krytykę tej czy innej frakcji kościelnej czy partyjnej.

Tymczasem dziś znów mamy sytuację ostrego sporu, który zszedł pod strzechy i dzieli polskie rodziny, jak spór z lat pierwszej Solidarności. Co gorsza, znów nie mamy instytucji zdolnych do skutecznego arbitrażu. Przez rok swych rządów obóz obecnej władzy zniszczył takie instytucje i uderzył w osoby mogące podjąć się roli arbitrów, np. w autorytety prawnicze.

Obecny kryzys dotyczy bowiem nas wszystkich, wierzących i niewierzących. Wszystkich dotkną jego skutki. Jeśli obie strony sporu nie są w stanie go na dobre rozwiązać, a Kościół nie jest w stanie w tym pomóc, to kto?