Dwa parlamenty?

PiS chce kontynuacji kryzysu parlamentarnego. Nie pójdzie na żaden kompromis.

Kryzys jest Kaczyńskiemu potrzebny propagandowo do konsolidacji pisowskiego elektoratu. I do narzucania swojej wersji wydarzeń i ich interpretacji mniej zorientowanej a zaniepokojonej części społeczeństwa.

Prawdopodobnie kluczowym momentem będzie 11 stycznia, gdy Sejm ma się zebrać po przerwie świątecznej. Opozycja parlamentarna traktuje ostatnią sesję sejmową jako przerwaną, PiS jako zakończoną. Opozycja oczekuje wznowienia i dokończenia sesji. Najważniejszym punktem miałoby być powtórne głosowanie nad budżetem państwa, poprzedzone debatą i pytaniami na ten temat.

Siedzenie w sali plenarnej przez okres świąteczny jest opozycji potrzebne, by pisowska większość nie mogła otworzyć nowej sesji, nim nie zostanie rozstrzygnięta sprawa budżetu. Przybywa dowodów, że budżet został przyjęty nieprawidłowo, czyli nie obowiązuje, a bez budżetu nie może funkcjonować państwo.

Wyśmiewany przez PiS i jego zwolenników, a także przez niektóre środowiska polityczne, głównie na lewicy, protest PO i Nowoczesnej jest gestem w obronie demokratycznego państwa prawa. Dlatego zamiast kpin należy się protestującym uznanie.

Ich protest był spontaniczną reakcją na rozwój wydarzeń w Sejmie po wykluczeniu z debaty jednego z posłów opozycji przez marszałka z PiS. Nie byłoby protestu, gdyby PiS nie próbował ograniczyć wszystkim akredytowanym mediom dostępu do posłów, nie wykluczył z debaty posła, a wreszcie nie przyjął w kontrowersyjnych okolicznościach ustawy budżetowej.

Tuż przed Nowym Rokiem sytuacja jest tak samo trudna jak dwa tygodnie temu. Teoretycznie są cztery możliwości:

1. Jakiś kompromis dojdzie do skutku; to byłoby zdrowe i pożądane, ale jest nieprawdopodobne z powodów podanych wyżej.
2. Kompromisu nie będzie, protestujący posłowie pozostaną na sali plenarnej, PiS otworzy mimo to nową sesję sejmową, np. w Sali Kolumnowej, ignorując opozycję, jak uczynił to podczas głosowania budżetu. Że tak będzie, jest całkiem możliwe, ale niekorzystne dla opozycji. Protestu nie można przedłużać bez końca.
3. W protestującej opozycji dojdzie do rozłamu; część opuści budynek Sejmu. Wariant możliwy, też niekorzystny dla opozycji, korzystny dla PiS, którego celem jest jej rozbicie.
4. Marszałek Kuchciński nakaże straży sejmowej usunąć siłą protestujących posłów. To jest wariant katastrofalny dla Polski. Zdjęcia obiegną światowe media. Spotęgują wrażenie w zachodniej opinii publicznej, że demokratyczny świat zachodni traci Polskę jako ważnego, odpowiedzialnego partnera i sojusznika.

Użycie siły byłoby końcem obecnego parlamentu w kształcie, jaki nadały mu ostatnie demokratyczne i uczciwe wybory. Trudno sobie wyobrazić, by posłowie i senatorowie PO czy Nowoczesnej mogli dalej uczestniczyć w pracach parlamentu. Byłoby to odczytane jako przyzwolenie na przemoc w polityce.

Parlament rozpadłby się i stracił tytuł do reprezentowania wszystkich wyborców i obywateli. Opozycja musiałaby albo kontynuować w tej czy innej formie swój protest, albo ogłosić niemożność wypełniania swych obowiązków i w jakiejś formie podać się do dymisji. Demokracja parlamentarna w Polsce zostałaby całkowicie sparaliżowana. Co by ją zastąpiło, wie poseł Kaczyński.